Menu

1.10.2018

7# Rasa Idealna - nostalgia

 Mastif z rana obudził się wypoczęty jak nigdy dotąd, a skoro z każdym dniem spało się coraz lepiej, to kiedyś w końcu z tego łóżka nie wyjdzie. Wygramolił się jednak słysząc krzątaninę w kuchni. Szybko się przebrał i wyszedł z pokoju. Na miejscu zastał Nannę szykującą kanapki i Nathana pakującego część z nich na uczelnię. Szybko zwrócili na niego wzrok.
 -Dzień dobry! - przywitała się z codzienną euforią w głosie suczka.
 -Cześć... - jak co dnia, do Thomasa docierało że mieszka w tym domu dopiero od niedawna. Dopiero po kilkunastu minutach od przebudzenia znów zaczyna się czuć trochę nieswojo.
 -Zaraz będzie śniadanie! - po czym borderka znów odwróciła się w stronę blatu.
 Thomas coraz częściej czuł że za mało odwdzięcza się za to co zrobiła dla niego parka. Mieszka z nimi prawie tydzień, a do tej pory był tylko parę razy w sklepie, wyniósł śmieci czy trochę posprzątał. Nie wiedział jednak co może dla nich zrobić.
 Z zamyślenia wyrwali go współlokatorzy, którzy zmierzali z jedzeniem do stolika. Thomas zrobił im miejsce i po chwili już wszyscy siedzieli na swoich miejscach.
 -Jutro mamy wolne od zajęć... może pójdziemy gdzieś? - zarzuciła Nanna.
 -A przyszły ci już pieniądze? - Nathan szybko sprowadził ją na ziemię.
 -...Noo, jutro powinny już być.
 Thomas nagle błysnął.
 -Może to nie jest wiele, ale wydaje mi się że gdzieś mogę mieć jeszcze jakieś oszczędności. Zwykle chowam je gdzie popadnie żeby nie ukradli wszystkiego na raz.
 Parka patrzyła na niego jeszcze przez chwilę.
 -To może po śniadaniu przejdziemy się wszyscy do swoich pokoi i sprawdzimy naszą kasę. - zaproponował Nathan. - Jak zsumujemy to co mamy z całą pewnością coś się uzbiera. Choćby na pizzę czy kino.
 Jak postanowili, tak zrobili. Po szybkim śniadaniu każdy udał się do swoich rzeczy. Chwilę później spotkali się w salonie.
 -Udało mi się znaleźć jeszcze jakieś resztki z ostatnich miesięcy więc uzbierały się trzy dychy. - Nanna wyłożyła banknoty i kilka drobnych na stół.
 -Ja mam prawie dwie. - Nathan dorzucił swoje monety.
 -U mnie też uzbierały się ze dwie... - w tym momencie na stolik z brzękiem wysypała się masa drobnych.
 -Ty to liczyłeś?! - Nanna była wyraźnie rozbawiona.
 -W moim fachu dostaje się tylko drobne. - uśmiechnął się delikatnie.
 -To razem mamy jakieś siedem dych. Wcale nie mało. - podsumował doberman.
 -Spokojnie na coś wystarczy. Musimy iść na uczelnie bo się spóźnimy. - borderka wstała od stołu i zagarnęła pieniądze. - Schowam je w pokoju, a w ciągu dnia pomyślimy gdzie możemy iść.
 -Myślę sobie jeszcze... - Thomas przerwał jej monolog - Że mogę iść jeszcze przecież pograć. I tak nic nie robię w ciągu dnia a jakieś pieniądze zawsze się przydadzą. Lepsze to niż nic nierobienie.
 Psy popatrzyły po sobie.
 -W sumie dobry pomysł. - stwierdził Nathan.
 -Ostatnio i tak pewnie rzadziej grasz, więc, czemu nie! - Nanna złapała torbę w rękę a w drugą złapała dłoń Nathana - Chodź już szybko bo na prawdę się spóźnimy! - szarpnęła go w stronę wyjścia - Na razie Thomas! Widzimy się po południu! - pożegnała się już na odchodnym. Nathan poszedł jej śladem, dosłownie i w przenośni, po czym oboje zniknęli za drzwiami wejściowymi. Thomas odprowadził ich wzrokiem. Dobrze czuł się z tym że wreszcie może się na coś przydać, nawet jeśli jest to niewiele.
 Pierwszy raz odkąd mieszka z "parką" szedł właśnie grać na ulicę. Cieszył się na tę chwilę, chciał zagrać coś specjalnego. Od wczoraj pracował nawet nad nową piosenką, ale ciężko mu przychodziła. Chciał przelać na papier to co go spotkało przez ostatnie parę dni, ale nie wiedział jak ubrać w słowa zupełnie nową sytuację. Ta piosenka musiała więc jeszcze zaczekać.
 Rozmyślając tak nad tym co zagra, sprzątnął po śniadaniu i pozmywał. Szybko włożył coś ciepłego, jako że jesień powoli się już kończyła, złapał gitarę i jeszcze raz rozejrzał się po mieszkaniu upewniając się że o niczym nie zapomniał. Wciągnął zapach swojego nowego domu do płuc i wyszedł.
 Posiadanie kluczy było dla niego jeszcze przyjemniejszym uczuciem niż jedzenie ciepłych posiłków czy codzienna kąpiel. Czuł się z nimi o wiele lepiej niż kiedy nie miał gdzie mieszkać. One przypominały mu, że teraz ma swoje miejsce i chociaż wcześniej była nim ulica, teraz ma o co dbać i na co pracować. Klucze dawały mu poczucie pewnego statusu, dumy.
 Zanim się wprowadził, takie uczucia były mu zupełnie obce i nimi gardził. Mimo tego że jego myślenie powoli się zmieniało, miał nadzieję że nigdy nie zapomni jak to jest nie mieć nic, żeby nie stać się tą pustą skorupą które codziennie widywał na ulicach. Każdy narzekał, chociaż miał wszystko czego potrzebował. Na szczęście Thomas jeszcze nie przyłapał się na żądaniu od losu czegoś więcej niż do tej pory dostał i miał nadzieję że tak zostanie.
 Teraz przemierzał ulicę w tłumie czując że w pewien sposób do niego należy. Mimo tego czuł się wyjątkowy, szczególnie kiedy jego ulubione miejsce było już w zasięgu wzroku. Uśmiech mimo woli wstąpił na jego pysk. Szybko przebiegł przez ulicę i usiadł w ulubionym kącie. Chwilę się porozglądał zanim się rozpakował i przygotował do gry. Po kilku minutach był już gotowy. Postanowił zagrać jedną z pierwszych piosenek jakie zagrał na ulicy, a znał ją jeszcze od profesora. Wprawdzie nie umiał on sam grać na gitarze, ale pokazał mu podstawy które skądś pamiętał i włączał mu piosenki. Czasem przynosił jakieś teksty. To była właśnie jedna z takich piosenek. Wprawdzie pies wciąż nie chciał rozpatrywać tego co się wtedy działo, ale mimo woli przypominał sobie pewne szczegóły.
 Szybko całą ulicę ogarnęło brzmienie gitary, stali przechodnie byli wyraźnie zaskoczeni, jako że nie słyszeli grajka już od kilku dni. Entuzjastycznie podeszli do jego powrotu, czasem nawet przystawali. Znalazło się też kilku którzy wrzucili pieniążek. Najczęściej oczywiście były to dzieci, którym Thomas zwykł dziękować możliwie głębokim ukłonem i szerokim uśmiechem. Wtedy dzieci były najbardziej zadowolone. Zdarzało się nawet że pojawiały się ponownie.
 Thomas z każdym akordem przypominał sobie takie małe szczegóły życia na ulicy. Pomimo morderczego chłodu i nieustannego braku jedzenia, takie życie odpowiadało psu. Teraz był jednak w najlepszej sytuacji - miał dach nad głową i mógł robić to co lubi najbardziej. Czego mógłby jeszcze chcieć?
 W tej właśnie chwili na horyzoncie pojawił się ten jeden element, którego brakowało psu.
 -Thomas! - usłyszał kilka metrów od siebie. Wciąż nie przestawał śpiewać, chociaż ten widok odejmował mu mowę. Jego ulubiona staruszka, we własnej osobie! Mastif tylko uśmiechnął się szeroko. - Co ty tutaj robisz? Wyrzucili cię?! Co się stało?! - babcia najwyraźniej zaczęła wpadać w panikę. Thomas przerwał grę żeby ją uspokoić.
 -Spokojnie, nic się nie stało. - zaśmiał się i wyciągnął z tylnej kieszeni spodni klucze. W oczach babci zebrały się łzy szczęścia. Widać Thomas był jedyną osobą którą mogła uznać za członka rodziny, jako że jej prawdziwa rodzina mieszkała za granicą.
 -To co ty tu robisz?
 -Przyszedłem trochę pograć. I tak siedzę całymi dniami w domu i nic nie robię, może przynajmniej coś uzbieram.
 -Ah, no tak... - westchnęła, jak to starsze kobiety mają w zwyczaju - No to opowiedz, jak ci się żyje? Jacy oni są? Ładny ten dom?
 Na tę lawinę pytań, pies prawie wybuchnął śmiechem. Odsunął się trochę na bok robiąc babci miejsce. Odstawił też gitarę i zaczekał, aż kobieta usiądzie.
 -Cóż... Dobrze się żyje, mam dach nad głową, jedzenie... Nathan nawet odstąpił mi swój pokój. Co prawda tylko w nim śpię, ale łóżko jest bardzo wygodne... A mieszkanie... Nie spodziewałem się że studenci mogą mieszkać w tak ładnym miejscu. Zawsze jak tu jacyś przechodzą to narzekają jacy to są biedni.
 -A, młodzi już tak mają. - uznała staruszka. - A ta dziewczyna? Jak się nazywa?
 -Nanna. Jest bardzo miła, ale strasznie energiczna... Nie nadążam za nią, ale... upodobała sobie czesanie mojego futra. Dała mi gumkę do włosów, teraz przynajmniej futro nie nachodzi mi na oczy.
 -Patrzcie państwo, rzeczywiście! - kobieta przyjrzała się bliżej mastifowi. - Ale jak ci ładnie futro bluszczy! Nawet pachniesz jakoś ładnie... A ten cały Nathan? Nie goni cię czasem? Wiesz... no to w końcu facet.
 -Nie, też jest w porządku - Thomasa coraz bardziej bawiła dociekliwość kobiety. - Też myślałem że się nie polubimy, ale nie ma żadnych problemów.
 -No to świetnie! Ale trochę smutno tu będzie. Już pewnie nie będziesz tak często grał. No i teraz już się raczej nie zobaczymy na obiedzie.
 -Tym razem to ja będę zapraszać na obiady. - zaśmiał się.
 -Mam się czuć zaproszona? - kobieta uśmiechnęła się rozbawiona. Thomas natomiast trochę się zmieszał, w końcu to nie było jego mieszkanie.
 -No cóż... muszę jeszcze porozmawiać z Nanną i Nathanem, ale myślę że się zgodzą. Wymyślimy coś dobrego, oboje umieją dobrze gotować.
 -To super! - babcia była wyraźnie pocieszona. - Czas na mnie, spóźnię się do kościoła. - Thomas szybko stanął na równe nogi i pomógł kobiecie wstać. - Będziesz tu może jutro?
 -Nie jestem pewien, mamy jutro gdzieś iść, ale postaram się. Jak nie to pojutrze.
 Thomas pożegnał staruszkę i odprowadził ją wzrokiem. Ta nagle zatrzymała się
 -Byłabym zapomniała! - krzyknęła z daleka, pogrzebała chwilę w torebce, wyciągnęła coś drobnego i rzuciła w stronę mastifa. Ten zbadał wzrokiem prezent. Oczywiście, był to cukierek. Thomas uśmiechnął się pod nosem i schował go do kieszeni.

8.08.2018

Rasa Idealna - plany domu

Jak tytuł wskazuje, przedstawiam plan mieszkania Nanny i Nathana oraz kilka zdjęć z jego wnętrza.
Plan mieszkania
przedpokój

widok z przedpokoju na kuchnię

salon - widok z przedpokoju

salon - widok z kuchni

przedpokój - widok z kuchni/salonu

kuchnia - widok z salonu

łazienka

łazienka

pokój Nanny

Pokój Nathana/Thomasa

30.07.2018

6# Rasa Idealna - Coś o nowej rasie

 Mastifowi udało się w jakiś sposób obsłużyć wielki, płaski telewizor stojący na niewysokiej półce przed kanapą. Oglądał teraz jakieś programy dokumentalne. Nie bardzo wiedział co ze sobą robić, ale telewizja szybko go "odmóżdżyła". Zapomniał o tym co się działo i wpatrywał się w owe magiczne pudło.
 Dźwięk kluczy przekręcanych w drzwiach przyprawił go o zawał serca. Jednym szybkim ruchem zerwał się z kanapy, złapał w łapę pilot i klikał wszystkie przyciski jakie miał w zasięgu palców, jako że zdążył zapomnieć który wtedy wcisnął. Kiedy wreszcie dotarł do wielkiego czerwonego guzika u góry, Nanna i Thomas stanęli w przedpokoju.
 -Cześć! - Przywitała się suczka. - Oglądałeś telewizję? 
 Thomas nie bardzo wiedział co powiedzieć.
 -Ale masz fajną koszulkę! - zauważyła nagle i podbiegła do niego. Nathan tylko zaśmiał się i poszedł odłożyć swoje rzeczy do pokoju. - Kąpałeś się? Muszę cię uczesać! - oznajmiła po czym pobiegła do łazienki po szczotkę. 
 Psa opuściła cała energia jaką zebrał przed telewizorem i opadł teraz na kanapę. Z łazienki wybiegła Nanna, rzuciła swoją torbę na ziemię i stanęła za kanapą.
 -Nanna... nie rzucaj tak tą torbą! - pouczył ją Nathan wychodząc z pokoju. - Niesamowite że to ja tutaj sprzątam... - złapał jej torbę w łapę i wyniósł do pokoju. 
 Borderka w ogóle się nie odezwała tylko z zapałem rozczesywała kołtuny Thomasa. 
***
Znów obolały mastif siedział teraz na kanapie wykąpany i uczesany. Futro mu lśniło po odżywce którą Nanna kazała mu kupić. Siedzieli teraz w trójkę i rozmawiali o wszystkim co popadnie. 
 -A ty z której jesteś generacji? - zapytała Nanna.
 -Z czego? - Thomas zupełnie nie wiedział o co jej chodzi.
 -Wiesz... - zaczął Nathan. - Anthro zostało stworzone przez tamtego profesora, ale potem mnóstwo osób go naśladowało. Wiesz o co chodzi? - mastif wciąż patrzył zdezorientowany. - Pierwsze generacja to ta stworzona przez profesora i jego współpracowników. Druga to ta stworzona przez jego naśladowców, a trzecia to anthro które już się takie urodziły.
 Thomas zastanowił się chwilę. Nie bardzo wiedział co powiedzieć.
 -A wy z jakiej jesteście...?
 -Ja jestem z drugiej. Nie mam żadnej rodziny, dlatego mieszkamy razem.
 -Ja jestem z trzeciej, ale nie mam rodziców. Odkąd pamiętam mieszkałam z ciocią daleko stąd. Jest dość bogata. To twoja odpowiedź na pytanie o pieniądze na tę kamienicę - zaśmiała się. 
 Thomas milczał jeszcze przez chwilę.
 -Ja chyba w takim razie jestem z pierwszej... - mruknął w końcu. Oczy psów rozszerzyły się.
 -W tym wieku? - Nathan przerwał ciszę. - Ile ty masz lat?
 -Chyba jakoś... 27...? - to niemal zbiło z tropu tę dwójkę. - Tak mi się wydaje, nie liczyłem nigdy. - dodał pospiesznie. 
 -Przecież profesor skończył z tym prawie 30 lat temu... - Nathan nie bardzo wiedział co myśleć. Thomas natomiast wiedział już, że musi o wszystkim opowiedzieć.
 -Cóż... prawda jest taka... że nie skończył. Ja byłem jego ostatnim tworem. Mieszkałem z nim do jakiegoś... szóstego roku życia, może ósmego. Nie wiem. Jakaś banda napadła na jego laboratorium, kazał mi uciekać. Złapałem tylko gitarę którą kiedyś mi kupił i wybiegłem. Więcej go nie widziałem.
 Psy zamarły. Nie spodziewały się takiego obrotu spraw. Składały wszystko w myślach i zastanawiały się czy to może być prawda.
 -A oficjalnie mówili że profesor zmarł... chyba na jakąś chorobę... za dużo wdychał tych chemikaliów... - Nanna była kompletnie zaskoczona. Po tych słowach Thomas też był.
 -Wiesz, mimo tego że teraz anthro mają takie same prawa jak ludzie, wciąż są nasi przeciwnicy. Media chyba nie chciały robić z tego sensacji żeby nie wywoływać konfliktu między oboma rasami... 
 -Albo to wcale nie byli przeciwnicy - mruknął Thomas. Oboje popatrzeli po nim. - Z resztą, nie wiem kto to był. Nawet ich nie widziałem. Usłyszałem tylko hałas i dobijanie się do bramy. Profesor kazał mi uciekać, więc tak zrobiłem. Nie trudno się domyślić że od razu go zabili.
 Cała trójka siedziała jeszcze chwilę w ciszy.
 -Dobra, koniec tego smętnego gadania. - ciszę przerwała Nanna. -  Thomas! Obiecałeś że coś nam zagrasz! 
 Mastiff nie miał jakieś wielkiej ochoty na grę, ale zgodził się. Gitarę i tak miał w zasięgu ręki. Podał Nannie zeszyt, po czym wziął się za wyciąganie gitary z pokrowca. Nathan dołączył do suczki i wspólnie przeglądali zapisane utwory. 
 -Ale masz stare piosenki! - zaśmiała się. - Ale większości z nich w ogóle nie znam.
 Thomas trochę się zmieszał.
 -Są moje... wydukał w końcu. Nanna wpatrzyła się w niego jak w obrazek. Znalazła więc pierwszą lepszą piosenkę której nie znała i podała psu. Kiedy Thomas spojrzał na jej tekst, uświadomił sobie która to piosenka. Szybko dotarły do niego wszelkie wspomnienia z nią związane.
 Ta akurat była napisana przed pierwszymi świętami które przeżył znając już staruszkę, która tak chętnie pomagała mu na ulicy. Tygodniami opowiadała mu, że będzie gotować wigilijny obiad, na który przyjedzie jej córka z mężem i wnuczkami, którzy mieszkali za granicą. Niesamowicie cieszyła się na ich przyjazd. Kilka dni przed Wigilią dowiedziała się jednak że jej wnuczka zachorowała dość poważnie i nie mogą jej wypuścić ze szpitala. Jej zięć wziął już urlop na czas wyjazdu, a kolejnego nie dostał. W taki oto sposób babcia nie spotkała się z rodziną przy wigilijnym stole. Napisał wtedy piosenkę, chciał ją rozchmurzyć. Zaprosiła go do siebie na obiad, gdzie zagrał jej utwór. Pamiętał że kobieta rozpłakała się wtedy i przytulała go przez dobre pół godziny. 
 Mastif wpatrywał się w kartkę przez chwilę myśląc o tym co się wtedy działo i zaczął grać. Nanna była zachwycona i przejęta tym, że Thomas napisał coś takiego. Szybko przekartkowała zeszyt kiedy tylko skończył i wybrała kolejną piosenkę. Pies znów przypomniał sobie jej genezę i zaczął grę. 
 Tak spędzili czas aż do obiadu. Postanowili jednak, że na powitanie Thomasa wyjdą do restauracji. Mastif był przeciwny pomysłowi, wystarczył mu stres związany z wyjściem do sklepu, a restauracja była jeszcze gorsza. Ostatecznie stanęło na tym, że pies znów się wykąpie, przebierze, uczesze i dopiero wyjdą. Trzeci raz w wannie w przeciągu dwóch dni? Normalnie w miesiącu tyle razy się nie kąpał. Ale cóż...
Od czegoś trzeba  zacząć.

5.07.2018

Odwrócona rzeczywistość

Kolejny dzień na głodzie. Kurwa. Chodzę po całym moim zastanym pokoju by nie myśleć by wziąć koleją dawkę tego świństwa, od którego się tak cholernie uzależniłam. Na początku małe wręcz nic nie znaczące dawki. A to amfetaminy, a to marichuaniny. Imprezy wtedy były bardziej pobudzone, a raz wręcz każdy był w swoim świecie. Nie raz podczas fazy bzykałam się z jakimiś kolesiami, którzy też ją mieli. Seks to był wręcz nie do wyobrażenia. Ten zwykły bez używek był nudny, może i moi partnerzy byli zajebiści w bzykaniu to nic nie przebijało tego po narkotykach. Tak na prawdę miałam się do tego nie uzależniać, ale prze mojego byłego, a najlepszego dilera to się zaczęło. Tak zerwałam ze swoją przyszłą żoną, by nie słyszeć jej ględzenia, że się zatracam.
Ale teraz siedząc zamknięta w pokoju przykryta czymkolwiek się da, stwierdzam, że miała rację, ale ja nie chce przestawać. Dlatego robię od tego gówna przerwy. Po tydzień, czasem dwa, ale to już jestem już na wykończeniu. Robię to by moi rodzice się nie zorientowali. Bo tata jako biznesmen nie może sobie pozwolić na zła reputację rodzinną, a matka jako pani wicie minister też do tego nie może dopuścić by o jej dzieciach mówili źle, ale ja zawsze miałam to w dupie. Jako najmłodsza z trójki rodzeństwa, byłam nie doceniana. Wręcz było by mi lepiej beze mnie. Nie raz mi to matka powiedziała w twarz. to wtedy szła do pracy w okularach przeciw słonecznych. Dostawała po mordzie ode mnie. Nigdy nie pozwałam się obrażać, ale zawsze robiłam im na przekór. Miałam narzeczoną, chodziłam na imprezy i jestem ćpunką. Zajebiste CV.
Przyszła kolejna fala wkurwienia i zaczęłam krzyczeć w poduszkę. Czekałam od kilku dni na wiadomość od Jacoba o nowej dostawie. Wiem co biorę bo mam czyste źródło, nigdy nie biorę dopalaczy. Już nie jedn raz wiałam śmierć młodych ludzi. Nawet młodszych ode mnie. A że ja mam dwadzieścia dwa lata to mogę nikt mi nie zabroni bo jestem pełnoletnia, ale nie mam stałego partnera i chyba pracy też. Pracuje w kilku studiach tatuażu dla motocyklistów. Kolejny powód by pogrążyć rodzinę. Z nie jednym z moich klientów się przespałam. Korzystam jak mogę, ale mam swoje typy, które do siebie dopuszczam. Musi mieć mięśnie, Zajebiste ciało, twarz tak samo, a o kutasie nie wspomnę, musi być taki ogromny bym poczuła jak jestem prze niego rozrywana. Spanie z dziewczynami też było okej, ale Znudziło mnie to i wróciłam do natury.
Wręcz wyskoczyłam z łóżka, gdy mój telefon oznajmił, że dostał wiadomość. Sprawdziłam szybko kto to i gdy ujrzałam  imię mojego Ex to od razu poszłam się umyć i w ogóle wypięknić. Zawsze to robię bo wiem, że przy nim zawsze się kręcą nowi dilerzy, którzy są w moim typie, że po prostu żal nie skorzystać.
Wskoczyłam naga pod prysznic i wyszorowałam się porządnie, moje farbowane czerwone włosy też . Ogoliłam nóżki, cipkę i pachy. Jak wyglądać to na całego. Wtarłam w moje jeszcze pół wilgotne ciało balsam o słodkim zapachu. Nałożyłam na włosy odżywkę z farbą i czekałam, aż piętnaście minut na to by się farba nałożyła. W tym czasie nago paradują po pokoju szukałam w to co mam się ubrać i padło na seksownie obcisłe czarne spodenki i czerwoną koszulkę w kratą. Czarne stringi i seksowny koronkowy stanik z literką D na lewej miseczce. Gdy minął czas umyłam jeszcze raz włosy i wysuszyłam je. Były wręcz bordowe i mnie to cieszyło. Gdy je wysuszyła to automatycznie miałam naturalne loki. Ubrałam się i założyłam trampki za kostkę, wzięłam mój czarny skórzany plecaczek i kurto-bluzę. Jeszcze szybko złapałam telefon odłączając go od ładowarki, do której był cały czas przypięty.
Wyszłam z domu przez okno z chodząc po drzewie przy moim domu. Gdy już wiedziałam, że mogę zeskoczyć bezpiecznie na trawę to to zrobiłam. Szybko pobiegłam do garażu po mój pojazd jednośladowy. Wskoczyłam na czerwony motocykl i założyłam kask to od razu wyjechałam z pikiem opon z posiadłości moich rodziców.
Jechałam szybko i uważnie by nie spowodować wypadku. Ja chce zajarać a nie szybko trafić do czeluści piekieł. Jadąc tak podziwiłam piękny widok tafli morza w blasku księżyca, gdy jechałam urwiskiem.
Na miejscu byłam wręcz idealnie z Jacobem.
-Widzę, że mam już pierwszego kupca. - zaśmiał się i gdy wyszedł z czarnego Jeepa, i gdy ja zdejmowałam kask
-Stul pysk i dawaj jestem na głodzie od kilku tygodni. To mój nowy rekord. - warknęłam na niego z chodząc z pojazdu, przy tym wyłączając silnik
-Spokojnie... - powiedział i dał mi mój pokarm, a mu jego pieniądze.
-Oooo... chodź do mamy... mama wie jak się tobą zająć - zaśmiałam się traktując narkotyki jak moje dziecko.
-Oszalała. - stwierdził Jacob i poszedł w stronę naszej ulubionej kryjówki. Czyli opuszczonego klubu dla motocyklistów. Poszłam za nim prowadząc mój motocykl. Po jakimś czasie przychodziły inne pojeby, które chciały swojego pokarmu. Ja przyglądałam im się siedząc na blacie baru.Było tak dużo nieletnich osób nawet czasem się zastanawiałam, czy oni nie są z gimnazjum. Po godzinie, zaczęli przychodzić konkretni dilerzy, który mieli rozdawać narkotyki dalej. Większość z tych facetów znałam, bo pamiętam z kim się bzykam, ale jeden był nowy, a bardziej dwóch, jeden z nich był dilerem to na pewno, a drugi robił pewnie mu za ochronę gdy. Diler gadał z Jacobem, ja poszłam zaprzyjaźnić się z tym słodkim mięśniakiem. podeszłam do niego i teraz przyjrzałam się jego męskim rysą twarzy i kilku dniowym zarostem. Aż czułam jak mi się robi mokro na samą myśl, że pójdzie ze mną w tango w męskim kiblu. Okrążyłam go i patrzyłam na jego męskie ciało.
-Trzymaj swoją sukę z daleka od mojego człowieka. - usłyszałam komentarz oda starszego mężczyzny
-Chciałbym ale nie jest moja. Żyje sobie na wolności - zaśmiał się Jacob - Więc musisz jej pozwolić ocenić swój mowy nabytek - dodał ze śmiechem
-Nie licz na to młoda. Nie jest tak duży jakbyś chciała, ale nie to co ja - skierował tą uwagę do mnie szarooki
-Nie dziękuje. Sama wolę oceniać moje przekąski - odpowiedziałam i dalej krążyłam koło Wysokiego dobrze zbudowanego mężczyzny. Element taki mi został to ocenienie jego sprzętu - Idziesz ze mną słodziaku. - powiedziałam i wzięłam go za pasek od spodni ciągnąc do łazienki. Weszliśmy do pomieszczenia, które nie było zrujnowane.
Usiadłam na blacie przy umywalkach i zagryzłam wargę w jaśniejszym świetle wyglądał jeszcze bardziej pociągająco. Rozchyliłam nogi, tak że spodenki ledwo zakrywały moja napaloną pisie na jego kutasa we mnie.
-I co mam cię tu tak zerżnąć? - zapytał pierwszy raz odzywając się w ogóle. Jego basowy donośny i strasznie męski głos wywołał u nie dreszcze nawet bez jego dotyku na mojej rozgrzanej skórze
-A co ci w tym przeszkadza? Dziewczyna? Chyba jeden numerek ze mną nie wyjdzie od razu na światło dzienne. - oblizałam wargę jadąc gołą stopa po jego spodniach gdzie znajdował się jego, a mój nowy przyjaciel.
-Nie mam dziewczyny - powiedział to bez grama podniecenia. Ja zaczęłam rozpinać moją koszulę
-No to co ci przeszkadza. Moja cipka cie z chęcią u siebie ugości - powiedziałam to wyciągając ze stanika prezerwatywy i Jointa, a to niego zapalniczkę - zapalisz?
- Nie. - powiedział stanowczo - Nie będę cię pieprzyć jak będziesz na haju. - dodał
-...- spojrzałam na niego - Bez tego będzie nudno... - mruknęłam - No zajaraj...
-Nie! - warknął i zabrał mi "Papierosa"
-Ej no weź! - też podniosłam głos, a on złapał mnie jedną ręką za szyje i lekko poddusił. Przeszedł mnie dreszcz strachu i większego podniecenia - Jeszcze, żaden przed tobą nie był tak stanowczy jak ty - westchnęłam czując jak mało mam tlenu. Chodź to było nie prawdą, bo nie dusił mnie tak bym nie mogła oddychać. Puścił moją szyje i zaczął sam rozbierać.
-Więc jesteś tanią kurwą... - warknął prawie rozrywając mi koszule
-Nie... szukam odpowiedniego kutasa co mnie zaspokoi. Nie rozrywaj mi ubrań.- mruknęłam i sama się rozebrałam odpychając go ode mnie na jakąś odległość. Gdy zdjęłam koszule położyłam ją obok mnie. W jego oczach nie było ani grama pożądania. Co za sztywniak. stwierdziłam - Weź się rozluźnij bo mi psujesz całą zabawę. - zwróciłam mu uwagę przysuwając  go do siebie, za pasek który rozpięłam jak i jego zamek od spodni - Fajne bokserki - uśmiechnęłam się na widok małych znaczków batmana
-Dzięki - odpowiedział i sam ściągnął spodnie do kostek - Ale będziesz mieć wyzwanie. Nigdy mi nie stał przy żadnej kurwie
-Nie jestem kurwą... Eh... ale jesteś. - mruknęłam i ściągnęłam jego bokserki tak bym mogła wyjąć jego wiotkiego członka - No to przyjmuje wyzwanie. -z zaśmiałam się zeskakując z umywalki

25.06.2018

5# Rasa Idealna - Zderzenie dwóch światów

 Mimo wszystkiego co w nim krzyczało, stanął właśnie naprzeciw dużego hipermarketu, którego mijał chodząc przez park. Nigdy wcześniej nie sądził że na prawdę do niego wejdzie nie mając zamiaru wydać pieniędzy na suchą bułkę. Wpatrzony w logo sklepu stał tak przez chwilę, podczas gdy zarówno ludzie jak i anthro przewijali się przez automatyczne drzwi. W końcu zdecydował się wejść do środka.
 Nie spodziewał się tak obezwładniającego tłoku w środku, ale szybko się pozbierał. Ruszył między półki. Najpierw wziął się za kilka rzeczy z listy o jakie poprosiła go Nanna. Szybko się z tym uporał. Nie wiedział jednak gdzie są ubrania. Wiedział że tu są, Nanna powiedziała mu żeby przyszedł właśnie tu, jednak nigdy nie rozglądał się wcześniej na tyle w hipermarkecie żeby widzieć gdzie znaleźć ciuchy. W końcu, po kilku minutach błądzenia, napotkał pracownice sklepu.
 - Przepraszam... Gdzie mogę znaleźć ciuchy? - wzrok i mina mastifa ani trochę nie pokrywały się z jego potężną budową i wzrostem.
 - W te stronę, 6 alejka na prawo. - kobieta uśmiechnęła się serdecznie.
 Pies ruszył we wskazanym kierunku. Szybko znalazł się przed poszukiwanymi półkami. Ogarnęła go myśl, że wreszcie może porządnie się ubrać i poczuć się cywilizowanie. Na chwilę zapomniał o wszelkich objawach. Przeglądał powoli spodnie, koszule, bluzki, bieliznę, buty... Dopuki jego oczom nie ukazała się mała dziewczynka. Stała na końcu alejki wpatrzona w niego. Stała tak na prawdę około 5 metrów dalej. Patrzyła na niego przez kilka, może kilkanaście sekund, tak samo jak Thomas. W końcu skrzywiła się, zakryła nos i odbiegła.
 Pies czuł niemal uderzenie w tył głowy. Doskonale rozumiał jej gest. Bardzo szybko odechciało mu się chodzenia po sklepie. Szybko zgarnął ubrania które chwilę wcześniej upatrzyl starając się nie dotykać niczego innego. Łapczywie wrzucił je do koszyka i niemal pobiegł do kasy.
 Przy kasie było najgorzej. Z przodu ludzie, z tyłu ludzie. Każda sekunda dłużyła się nieubłaganie. Thomas starał się nie ruszać, jednak mimo woli wiercił niespokojnie nogami, a oczami lustrował wszystko wokoło. Kiedy wreszcie znalazł się przy samej kasie szybko wyciągnął całe pieniądze jakie dała mu suczka. Kobieta przy kasie nie zdawała się spieszyć, niewzruszona przerzucała kolejno produkty przez czytnik. Podała kwotę i wzięła banknoty do ręki. Równie powolnie wydała resztę, ale kiedy podała paragon, psa już nie było.
 Wyjście na zewnątrz było jak wybawienie. Wcześniej planował posiedzieć w parku, jednak jego plany się zmieniły. Szybkim krokiem skierował się w stronę kamienicy.
 Nie minęło 10 minut zanim klucz otwierał drzwi do mieszkania. Thomas wparował do środka, rzucił zakupy w przedpokoju, zgarnął tylko bokserki które kupił w sklepie i wparował do łazienki.
 Po dokładnym, solidniejszym niż dzień wcześniej prysznicu, przebrał się w nowe ubrania. Jego humoru nic do tej pory nie mogło poprawić, jednak czyste, pachnące sklepem, nie rozciągnięte ciuchy, mimo woli, wywołały delikatny uśmiech na jego pysku. Wziął się za zakupy. Rozpakował niezgrabnie siatkę, nie mając pojęcia gdzie dać niektóre rzeczy. Zajęło mu to prawie 15 minut. Kiedy już jednak skończył, zatrzymał się na chwilę. Zebrał myśli. Co teraz? Mógł coś zjeść... Ale nie był głodny. Z resztą, to nie jego mieszkanie. Mógł się przespać... Ale nie był śpiący. Mógł iść do parku... Ale miał dość wrażeń. Co robić w takich chwilach?
 Nagle poczuł niemałe ukłucie żołądka. Jak mógł o niej zapomnieć! Szybkim krokiem udał się do swojej nowej sypialni. Złapał czarny pokrowiec w łapę i udał się do salonu. Szybko wyciągnął gitarę i stary, zalany, potargany zeszyt. Ten widok bardzo go uspokoił.
Kolejne dwie godziny mastif spędził na grze, dopuki opuszki nie zaczęły go boleć. W końcu oparł gitarę o stolik i położył się na kanapie. Nanna znów będzie musiała go uczesać. Z początku czuł się z tym źle, jednak szybko przypomniał sobie ile radości sprawiało to suczce. Mimo wszystko postanowił nie odzywać się na ten temat. Sam się już uczesał, ale czuł że to nie wystarczy. Znużony zamknął oczy znów rozmyślając.
Może nie będzie tak źle?

24.06.2018

4# Rasa Idealna - Studenckie życie, studencki stres

Trójka anthro szła ulicą niewzruszona okoliczni dźwiękami ulicy. Mastif idący z tyłu czuł, za nareszcie znajduje się na swoim miejscu. Ulica była jego domem od dawna, a nagle wyrwanie z szarej rzeczywistości do pięknej kamienicy było dla niego niemałym szokiem. Teraz cieszył się że w końcu jest w świecie który zna. Na chwilę zapomniał o ciepłym domu i nowych przyjaciołach na rzecz szarej brudnej ulicy, która, paradoksalnie, była my bardziej przyjazna.
 Rozmyślając nad starym życiem szedł tak do samej uczelni, nie zważając na drogę która pokonuje. Poczuł niemałe ukłucie w żołądku, kiedy Nanna i Nathan zatrzymali się przed budynkiem. Jego pierwsza myśl, a przynajmniej jedną z wielu która dotarła do niego w tej jednej, krótkiej chwili, uświadomiła mu ze nie ma pojęcia gdzie jest i jak wrócić do kamienicy albo chociaż swojego kąta na ulicy. Wystarczyło jednak szybkie rzucenie okiem na okolicę, żeby zaznać chociaż minimalnego spokoju. Zaraz po tej myśli przypomniał sobie po co to przyszedł, co ma zrobić i że zapewne wygląda bardzo dziwnie. Samiec znów się speszył I rozejrzał niespokojnie po studentach stojących przed nim. Większość z nich wydawała się być niewzruszona przybyciem trójki. Stali w rozsypce przed wielkimi drzwiami uczelni ulokowanymi na rogu budynku. Rozmawiali że sobą, śmiali się, zaglądali do zeszytów. Przyjaciele mastifa posłali mu ostatnie spojrzenie zanim dołączyli do reszty anthro. Serce samca znów ścisnęło się. Nanna I Nathan natomiast z uśmiechem na pysku zbliżyli się do grupy.
 - Hej - Nanna jak zwykle rozpoczęła rozmowę.
 - Cześć! - odezwał się jakiś samiec. Był to prawdopodobnie pitbull albo amstaff, jednak wyglądał wyjątkowo przyjaźnie. Zamerdał beżowym ogonem i pobiegł do suczki.
 - Kogo my tu mamy! - odezwała się biała samica. Nie przypominała psa, jednak można było przyrównać ją do owczarka szwajcarskiego.
 - Wybaczcie spóźnienie. - w końcu głos zabrał Nathan. Do dobermana dołączyła trójka samców podając mu łapy. Ciemny, kudłaty mieszaniec, równie ciemny owczarek niemiecki i najwyższy z grupy, tym razem jasny, jednak w ciemne łaty, owczarek środkowoazjatycki. Cała grupa samców razem wyglądała jak zbiry spod ciemnej gwiazdy. Mimo tego uśmiechali się przyjaźnie.
 - Właśnie! - Nanna swoim radosnym, stosunkowo wysokim głosem, wyrywała mastif z obserwacji. - Oto powód naszego spóźnienia. - zaśmiała się i w podskokach podbiega do Thomasa, który czuł jak serce podchodzi mu do gardła, twarz drętwieje, oczy rozszerzają się a całe ciało zalewa się potem. Te kilka sekund była całą wiecznością, a ten na którym psy wokół skupił całą swoją uwagę zapomniał już gdzie jest, co tu robi a nawet jak się nazywa. Teraz myślał tylko o bezszelestnej ucieczce, albo najlepiej cofnięciu się w czasie. Czuł że ciepłe łóżko nie jest warte tej chwili. Nanna uczepila się jego ramienia a on poczuł że wraca na ziemię. - To nasz nowy współlokator. Ma na imię Thomas!
 Samiec poczuł delikatną wdzięczność że nie musiał sam się przedstawić, jednak bardzo szybko zorientował się że powinien jednak coś powiedzieć. Teraz jednak nie wiedziała co powiedzieć, i wolał jednak dam się przedstawić. Zanim jednak zdołał rozchylić szczęki, łaciaty owczarek zabrał głos.
 - Thomas? Pasuje Ci. - zbliżył się do równie barczystego Thomasa i podał mu łapę. - Jestem Raphael. Wystarczy Raph. - samiec był jednak niewiele wyższy od mastifa, co trochę go speszyło. Usiłował jednak znaleźć dobre strony, to była ostatnia deska ratunku. Uznał że pies jest posturą wyjątkowo podobny do niego, był jedynym z grupy do którego był na tyle podobny. Uznał że może czeka go mile powitanie.
 - Thomas... - wyciągnął łapę nie spuszczając psa z oczu. Zanim zdążył powiedzieć coś więcej, pobiegł do niego owczarek niemiecki.
 - George. Miło mi - pies wydawał się być niemal nadpobudliwy, przypominał trochę Nannę. Podała szybko łapę, na co mastif odpowiedział tym samym. Pies odskoczył I zrobił miejsce mieszańcowi.
 - Oscar. - kudłaty samiec podał łapę jak każdy z jego przyjaciół. Wydawał się być najspokojniejszy z grupy. Mimo że Raphael był równie opanowany, dało się czuć dwie zupełnie różne energie. Od Oscara, spokój, życzliwość, pies zdawał się być zbytnio niewzruszony. Natomiast Raphael emanował o wiele silniejszą, zdecydowaną energią. Dwa różne światy.
 - To moi kumple. Założyliśmy razem kapelę. Niestety nie mamy jeszcze nazwy, ale wolimy pracować nad muzyką niż nazwą.
 W końcu przez grupę przecisnął się bardzo sympatyczny, kremowy pitbull. Wyglądał na szczeniaka, około 15 lat, jednak skoro był tu razem z nimi oznaczało to że również jest studentem. Do wizerunku małego kujona brakowało mu tylko okularów.
 - Giorno! Miło mi cię poznać. Jesteś prawie tak wielki jak Raph! - mastif I owczarek spojrzeli po sobie. Student zaśmiał się cicho, natomiast Thomas zmusił się do uniesienia nerwowo kącików warg. Piesek odwrócił się do białej samicy czekając aż podejdzie. Ta, chociaż serdecznie uśmiechnięta, podeszła wyjątkowo powolnym krokiem. Wyciągnęła łapę do nowo poznanego kiedy tylko pitbull zrobił jej miejsce.
 - Fire. Mam wrażenie że cię już widziałam... - jej słowa wzbudziły niemal nieporównywalny dotąd niepokój. Thomas natychmiast zwrócił wzrok na Nathana w nadziei że ten coś zrobi. Był pewien że jeśli grupa dowie się o jego pochodzeniu, życzliwość szybko się skończy. Nathan był jednak wyjątkowo spokojny, wciąż z tym Sammy wyrazem pyska. Nanna szybko zrozumiała spojrzenie, jednak to co zrobiła niemal zwaliło psa z nóg.
 - Bardzo możliwe. Przedtem mieszkał na ulicy. Bardzo chciałam mu pomóc, Nathan też się zgodził. Zabraliśmy go do siebie! Słyszeliście jak gra na gitarze?
 Thomas czuł że jego nogi ciągną go na swój kącik na ulicy. Teraz wręcz kręciło mu się w głowie. Patrzył na Nannę jak na ducha.
 - Rzeczywiście! - odezwał się Giorno. - Pamiętam cię! Świetnie grasz. Zagrasz nam kiedyś? Kurczę, takie życie musiało być ciężkie. Nanna, jesteś prawdziwym aniołem! - samiec odwrócił się w jej stronę a ta zaśmiała się.
 - Kiedyś cię widziałem. - rzucił nagle Raphael. - George też gra na gitarze, ale on gra na elektrycznej. Założę się że jest ciekawy twojej gry. - samiec posłał owczarkowi wymowne spojrzenie.
 - Pewnie! - samiec zdążył się odezwać zanim Ralph do końca skierował na niego swój wzrok. - Zagramy kiedyś razem?
 Thomas opadł z sił po takim spotkaniu z taką grupą. Z każdą chwilą coraz bardziej czuł że mieszkanie nie jest tego warte.
 - Tak myślę... - wyjąkał wreszcie. Nanna zaśmiała się cicho i podbiega znów do niego.
 - Kiedyś was zaprosimy i pogadamy na spokojnie. Tak? - Thomas ewidentnie rozbawiał ją każdym błagalnym spojrzeniem, ale chyba wreszcie się zlitowała. - Teraz musimy iść na zajęcia. I pamiętaj iść do sklepu! - Nanna przytuliła samca na pożegnanie, a ten był pewien że nic bardziej żenującego już nie może zrobić.
 Grupa pożegnała się i weszła do budynku a Thomas został sam. Nie minęła chwila, a ten momentalnie usiadł na chodniku. Był wyjątkowo emocjonalnie i psychicznie wyczerpany. Siedizla tak chwilę oparty o słupek aż w końcu wstał. Zastanawiał się co teraz. Miał iść do sklepu... Ale jedyne o czym marzył to jego ulica. Teraz jednak mieszkał w kamienicy. Rozdarty między trzema różnymi miejscami, postanowił w końcu się ruszyć.

31.05.2018

3# Rasa Idealna - Nowy dzień w nowym świecie

 Thomas obudził się wypoczęty jak nigdy dotąd. Jakby opuścił swoje dawne ciało i przeniósł się do nowego. Łóżko w którym spał było tak miękkie, że zdawało się nie chcieć go wypuścić. Przymrużonymi oczami wpatrywał się w wąskie, wysokie okno. Zdawał się być zapatrzony. Zbierał myśli. Był pewien że ta noc będzie ciężka, jednak wygody mieszkania w ciepłym, suchym i przytulnym miejscu stłumiły wszystkie obawy. Teraz jednak starał się przywołać wszystko co do tej pory przeżył i zastanowić się, co dalej. Szczenięce lata... Właśnie. Śniły mu się. Teraz pamięta.
 Był w laboratorium. Przyglądał się prowizorycznym sprzętom. W pomieszczeniu było ciemno, dało się słyszeć tylko przewiew powietrza gdzieś pod sufitem. Wspomnienie było bardzo przyjemne, przynosiło spokój. Czuł się jak... w domu. Tu się wychował. Właśnie. Gdzie jest profesor? Nie było go nigdzie dookoła. Z innego pomieszczenia wyłonił się ciemny kształt. Im bliżej się znajdował, tym więcej szczegółów można było dojrzeć. Niewysoki, siwy mężczyzna ubrany w kitel. Zatrzymał się kilka metrów przed szczeniakiem i odwrócił się do jednego z urządzeń. Mały zdecydował się podejść. Zbliżył się do profesora i odruchowo wtulił się w niego. Mężczyzna odezwał się, jednak nie można było zrozumieć co mówi. Szczenie tylko delikatnie uniosło kąciki warg.
 Dalej nic nie pamiętał. Najwyraźniej to wtedy się obudził. To były bardzo spokojne lata, chociaż nie było ich wiele. Mimo wszechobecnej ciszy, ciemności i samotności, bardzo dobre wspomina tamte czasy, chociaż niewiele z nich pamięta. Bardzo wyraźnie jednak pamięta jak się skończyły.
 Pies potrząsnął głową by odgonić myśli. Nie chciał tego pamiętać. Dobre wspomnienia dzieciństwa zawsze przynosiły ze sobą bolesny koniec, dlatego starał się zapomnieć o wszystkim. Wiedział że nie będzie łatwo znów zapomnieć tamtych wydarzeń, więc postanowił wstać. Dopiero kiedy stanął na ciepłej, wyłożonej panelami podłodze, przypomniał sobie co działo się poprzedniego dnia. Wiele dzisiaj przed nim. Samiec rozciągnął się delikatnie, zlokalizował wzrokiem swoją gitarę w ciemnym pokrowcu, stojącą przy łóżku. Już chciał wychodzić z pokoju, kiedy zorientował się, że ma na sobie tylko bokserki i białą, ciasną podkoszulkę. Szybko założył dresowe, opinające się na nim spodnie i wyszedł.
 Jasne pomieszczenie oślepiło go. Przymrużył oczy. Na kanapie, przy stoliku, siedzieli już Nanna i  Nathan. Oboje szybko zauważyli Thomasa stojącego w progu.
 -Cześć! - rzuciła od razu do nieprzytomnego psa.
 -Jak się spało? - dodał Nathan
 -Wyjątkowo dobrze - wymruczał po chwili Thomas i zbliżył się do nich. Ściany dookoła wydawały się o wiele bardziej znajome, na pierwszy rzut oka nie znał ich, jednak po sekundzie przypominał sobie jak oglądał je wczoraj.
 Usiadł w fotelu wciąż oglądając szczegóły pomieszczenia.
 -Głodny? Jedliśmy już, ale zostało też dla ciebie. Podgrzeję. - Nathan przerwał ciszę i skierował się do kuchni. Nanna jak zwykle ożywiła się.
 -Idziemy dzisiaj na zajęcia na uczelnię, więc będziesz niestety musiał zostać sam. - odezwała się w końcu. Thomas poczuł kłucie niepokoju, nieznaczne, jednak nagłe. Z jednej strony lubił samotność, która towarzyszyła mu całe życie, jednak wciąż zdawał sobie sprawę z tego że znajduje się w obcym domu. - Nie będzie nas tylko kilka godzin, ale pamiętaj: czuj się jak u siebie. Rozmawialiśmy o tym wczoraj wieczorem z Nathanem. Zostawimy ci trochę pieniędzy, żebyś mógł iść do sklepu i kupić sobie co potrzebne - szczotkę, ubrania, szczoteczkę, takie tam. Przy okazji, mógłbyś kupić nam parę rzeczy? Nie było wczoraj czasu na zakupy, dlatego muszę cię dzisiaj o to poprosić. - Thomas nieznacznie kiwnął głową, lekko oszołomiony. Jaki mają interes w wykarmianiu go?
Nanna zaśmiała się cichutko. W tym czasie pojawił się Nathan i podał Thomasowi resztę jajecznicy ze śniadania.
 -Pójdę się ogarnąć i możemy wychodzić! - zawołała suczka i wyszła do swojego pokoju, który dzieliła teraz z Nathanem. Samce zostały same. Thomas z góry zakładał że ta sytuacja będzie niezręczna, wciąż czuł się jak intruz na jego terenie. Wbrew jego przypuszczeniom, Nathan ciągle delikatnie się uśmiechał. Thomas był pewien że to właśnie moment w którym Nathan ukarze mu swoje prawdziwe ja. Mastiff tylko czekał.
 -Strasznie jesteś spięty. - na głos dobermana, Thomas cały się wzdrygnął. Nie spodziewał się jednak tych słów, a zupełnie innych. Nic nie odpowiedział, chociaż nagła wypowiedź Nathana mocno zbiła go z tropu. Bardzo chciał teraz móc stąd wyjść. - Mam wrażenie że chodzi o mnie. Nie musisz się martwić, Nanna jest moją przyjaciółką, ale to nie tak że godzę się na wszystko co powie i jesteś tu tylko dlatego że ona tego chce. Też chcę pomóc, nie musisz się mnie bać.
 Na chwilę zapadła cisza.
 -Dlaczego w ogóle mnie tu wpuściliście... - zapytał w końcu niepewnie - Co wy z tego macie...?
 Nathan westchnął zrezygnowany.
 -Rzeczywiście nie rozumiesz. Za wiele czasu spędziłeś na ulicy. Znasz pewnie historię stworzenia naszej rasy? - Thomas poczuł dreszcz spływający po jego ciele. Znał te historię lepiej niż wszyscy inni. Był ciekaw jaką wersję zna Nathan. - Podobno pewien profesor, który wyjątkowo nie znosił ludzkiej natury, postanowił stworzyć rasę charakterem podobną do psów, a inteligencją dorównującą ludziom, chciał stworzyć idealną rasę.
 Mastiff nie pomyślał nawet dlaczego Nathan przywoływał tę opowieść. Sprawdzał tylko czy wersja Nathana pokrywa się z tą, którą sam zna.
 -Nie jesteśmy jak ludzie którzy mijają cię codziennie na ulicy. - Thomas znów się wzdrygnął, głos Nathana ponownie wyrwał go z zamyślenia. - Chcemy pomóc. Jesteśmy bezinteresowni, jak psy. Po to zostaliśmy stworzeni.
 Thomas był w lekkim szoku. Podniósł w końcu łeb żeby spojrzeć Nathanowi prosto w oczy. Wciąż miał ten sam wyraz pyska - zmrużone delikatnie oczy i lekki uśmiech na pysku. Ciężko było coś z niego wyczytać, jednak przyjazne spojrzenie nie budziło żadnych obaw, wręcz przekonywało że pies nie ma nic do ukrycia. Mastiff uspokoił się po zobaczeniu jego spojrzenia i znów utkwił wzrok w śniadaniu.
 -Możemy iść! - głos Nanny był jak wybawienie, mimo tego że Thomas już opadł z emocji.
 -Idziesz z nami? - zapytał Nathan. Pies był lekko zdezorientowany.
 -Na uczelnię?
 -I tak będziesz szedł do sklepu. - odparła Nanna. - A jak sam nie pójdziesz, to zabierzemy cię sami! Potrzebujesz ubrań które są dopasowane do anthro, nie do ludzi.
 Thomas spojrzał na obcisłe dresy. Były takie właśnie dlatego że były uszyte na człowieka, nie psa. Mastiff westchnął. Wziął do pyska resztę śniadania i wstał. Odstawił talerz do zlewu i wyszedł razem ze studentami.
 Nigdy nie kupowałem ubrań...

11.05.2018

... #6

Rano jakoś mi się nie chciało iść sprawdzać towaru, więc wysłałem za mnie Lucasa. Ja siedziałem w mojej kuchni na tym samym piętrze. Piłem kawę podchodząc do kanapy, na której spała Sofii. Jej śpiące ciało tak kusiło. No nie mogłem się nie powstrzymać. Odłożyłem kawę na stolik przed kanapą i usiadłem na nie zajętej reszcie kanapy. Ściągnąłem jej majtki co czuła, bo mruknęła. Obróciła się do mnie plecami, by pewnie nie było jej chłodno w tyłek. No muszę przyznać, że zacznę grzać bo ciepłe dni już się prawie skończyły i nastanie jesień. Patrzałem na jej nogi i powoli je rozłożyłem. Oddycha miarowo co nadal świadczyło, że śpi. Nie był bym sobą gdybym nie wykorzystał takiej sytuacji. Raz ją straciłem, gdy była pijana, ale teraz tego nie zmarnuję. Spojrzałem na jej szparkę. Lekko się do siebie uśmiechnąłem, jak na tak ostrą kobietę bardzo dba o siebie.
-Mmm.. co jest..? - podniosła głowę i w momencie chciała odskoczyć, ale złapałem ją za biodra i było trudno - Co ty do cholery wyprawiasz?! - krzyknęła na mnie.
-Podziwiam. -zaśmiałem się patrząc na nią -Widzę, że w nocy zmarzłaś i trochę otarłaś swój nadgarstek.
-Co cię to obchodzi?!- była rumiana na twarzy i chciała złączyć nogi razem, ale było mało wykonalne przez moje ciało, które było pomiędzy nimi. 
-Bardzo mnie to obchodzi. Jesteś teraz moja własnością- pochyliłem się w jej stronę, a ona zaczęła panikować. Jedzie na dwa fronty? Już to widzę. Moja mała zagubiona owieczka, która jest ostra i zadziorna. Oblizałem usta i wyszczerzyłem moje białe kły. Zdjąłem z jej nadgarstka kajdanki. Przyciągnąłem ją do siebie, a ona zaczęła się odpychać od mojego dużego torsu. Posadziłam ją w rozkroku.
-Spokojnie, malutka idziemy sprawdzić co z twoją stopą, więc grzecznie owiń moje ciało swoimi zgrabnymi nóżkami. - powiedziałem jej do ucha, gdy odsłoniłem je biorąc jej włosy za nie. W momencie skamieniała i zarumieniła bardziej. Zrobiła to o co ją poprosiłem z lekkim oporem. Złapałem za jej krągły tyłek i przekręciłem się tak by stanąć na obu na nogach. Gdy się podniosłem ona objęła moją szyję jakby wystraszyła się, że ją upuszczę. Nic z tych rzeczy nie po to ćwiczę kilka razy w tygodniu. Przeniosłem ją do mojej łazienki i posadziłem na blacie. Odsunąłem się, a ona była wręcz czerwona, było to widoczne nawet przez jej ciemną karnacje.
-No co tak się rumienisz. Możesz spokojnie wyrzucić swoje zahamowania, bo będą tylko przeszkadzać. - powiedziałem jadąc ręką wzdłuż jej uda.
-A ty jak byś się zachował na moim miejscu. Nie mam przez ciebie bielizny, dotykasz mnie co wywołuje u mnie dreszcze po całym ciele, a ty mi mówisz bym się nie hamowała. Uważasz mnie za dziwkę? - wypaliła zasłaniając się moją koszulą
-Nie skarbie. Ty jesteś właśnie wyjątkowa. Wiesz gdybyś była dziwką, to byś nawet jednego dnia tu nie była. Po porostu bym cię zerżnął i walił z domu. Żadna z dziwek nigdy nie była na moim piętrze, więc się ciesz kochana. - podszedłem i złapałem za jej rumiane poliki. nie spodziewała się, że wpakuje jej język od razu do ust. nawet nie sądziła, że ją pocałuje. Robiłem to dosyć agresywnie,  więc rękami próbowała się ode mnie odsunąć, ale po kilku minutach sama mi się oddała. W tym sensie też, że zaczęła oddawać pocałunek. Chciało mi się śmiać. Co ona przed okresem, że nie mogła się tak zdecydować. Z jednej strony nie chce bym jej dotykał bo jest tu nie ze swojej woli, a teraz chce. Lekko pokręciłem głową i pochyliłem ją, że oparła się głową o ścianę. Jedna ręka topiła się w jej grubych miękkich włosach, które pociągnąłem do tyłu, przez co odchyliła też głowę w tym kierunku. Przeszedłem ustami na jej szuje. Druga ręką rozpinałem koszulę, którą na sobie miała by dostać się do jej piekielnie seksownego ciała. Westchnęła gdy już do połowy rozpięta koszula przesunęła po jej twardym z podniecenia sutku. Wywołało to u mnie uśmiech. W końcu mi się oddała. Materiał z jej ramion spadł i siedziała przede mną już całą naga. Spojrzałem w jej szmaragdowe oczy, widziałem w nich to samo pożądanie, które ja czułem. Czyżby nie była do pieszczona przez swoją była? Mało już mnie to obchodziło. Moje racjonalne myślenie zaczęło zanikać. Jedynie o czym pamiętałem, że nie chce mieć jeszcze dzieci, więc przyszykowałem prezerwatywy. Zjechałem moimi ustami na jej obojczyki i tak coraz niżej, aż wziąłem jej sutek do ust. Jęknęła nie kontrolowanie i od ruchowo zatopiło palce w moich ciemnych kudłach. Wolna ręka zająłem się drugą piersią. Westchnięcia Sofii uświadomiły mnie, że jej ciało jest strasznie wrażliwe, bo gdy przejechałem palcami po jej cipce to było czuć, że jest strasznie wilgotna. Gdy już skończyłem pieścić piersi dziewczyny przede mną to zacząłem zjeżdżać ustami coraz niżej, że aż musiałem kleknąć. Przeważnie nigdy tak nie obchodziłem się z kobietą. Były mi tylko potrzebne do zaspokojenia mojej potrzeby. ta sytuacja jest inna Sofii jest wyjątkowa. Widać to po niej i czuć nawet jak się stoi blisko niej. Rozchyliłem jej uda i przysunąłem by jej zgrabny tyłek by był na krawędzi blatu. Patrzała na mnie z góry tym swoim przymglonym wzrokiem, czułem się przez to coraz bardziej podniecony, chodź już to nie możliwe bo mój chuj już nie może wytrzymać od tego, że jest tak twardy przez tą małą cipkę. Zacząłem jej robić minetę. Sofii nie powstrzymywała jęków bo jej ręce wręcz utknęły w moich włosach. Trzymając jej uda uczułem jak pod każdym ruchem mojego języka po jej łechtaczce, wręcz lekko podskakiwała. Po chwili przestałem, co skomentowała nie zadowolonym jękiem. Zaśmiałem się pod nosem. Stanąłem przed nią
-A nie byłaś taka chętna do zabawy... - powiedziałem i pocałowałem ją by poczuła swój smak. Mruknęła mi w usta tylko - No to teraz twoja kolej. Obciągnij mi... - mruknąłem od razu przy jej ustach. Przełknęła ślinę i zeszła z blatu. Lekko syknęła gdy stanęła na zranionej nodze - Uważaj... - wyszeptałem przed tym jak klęknęła. Widziałem jaka jest speszona widząc moje wzgórze w spodniach dresowych. pociągnęła je w dół do kolan wraz z bokserkami. Mój członek uderzył w jej twarz. Zabawny widok, bo ona nabrała na twarzy większych rumieńców. Wzięła w ręce mojego chuja. Najpierw go masowała, a potem się odważyła go wziąć do swoich ust. Jej pełne duże wargi były widocznie na nim podkreślone. Westchnąłem na samo uczucie go w jej ustach. Potem zaczęła poruszać językiem i potem głową. Ja tak samo jak ona wcześniej wplotłem w jej włosy palce i nadałem swojego tępa. Wzdychałem i pojękiwałem z rozkoszy, jaką dawała mi swoimi ustami. Gdy na nią spojrzałem ona jakby w tym samym momencie zrobiła to samo. Poczułem się, że pierwszy raz do dawna się tak rozpływam od samych ust kobiety. Nie chce myśleć co zrobię jak zatopię się moim przyrodzeniem w jej szparkę. Odsunąłem ją i doszedłem na jej twarz.
-Na serio.. - mruknęła, ja na to tylko się uśmiechnąłem bo nie koniec. Podniosłem ją i znów posadziłem na blacie
-W stu procentach na serio. - odpowiedziałem jej i założyłem prezerwatywę. Nie sądzę by brała tabletki "dzień po" jak była z dziewczyną, więc wolałem się ubezpieczyć. Ona zagryzła wargę patrząc na to wszystko i sama, aż mnie przyciągnęła bym w nią wszedł. Była taka mokra, nawet przez gumkę to było czuć. Przymierzyłem się by wejść i całą zabawę szklak trafił bo do łazienki wszedł Lucas. Sofii w sekundę zakryła się koszulą, a ja zły obróciłem tylko do niego głowę.
-Kurwa! Nie wiesz, że się puka! - warknąłem trzymając ręce na jej biodrach
-Wiesz jakbyś nie był zajęty to byś słyszał, że krzyczałem i dzwoniłem do ciebie! - odpowiedział też uniesionym głosem obracając się tyłem.
-Po cholerę?! Mówiłem że dziś mnie nie ma dla świata! - odpowiedziałem. Cały mój zapał zniknął, wraz podnieceniem. Byłem tak wkurwiony - Co jest tak ważne, że musiałem przerywać jeszcze nie zaczęty seks?
-Chodzi o terytorium. Ktoś zajmuje nasze obrzeża i to z których mamy najwięcej zysku. -powiedział spokojniej, a ze mnie zrobił się wręcz czajnik. Kto by miła takie jaja by zadzierać ze mną
- Ubieram się i jedziemy to sprawdzić, zadzwoń po Manolo i niech zawiezie Sofii po jej rzeczy. - mruknąłem - Więc już możesz wyjść... - wypędziłem go z łazienki - Mam nadzieje, że żadna głupota nie przyjdzie ci do głowy uciekać gdy już będziecie na miejscu, bo ja się z tobą później policzę i nie będzie tak przyjemnie jak przed chwilą. - wyszeptałem jej do ucha i jeszcze na koniec przygryzłem  płatek.
-Może nie wymyśle głupoty. - odpowiedziała z pomrukiem - pod warunkiem... -czyżby chciała się ze mną targować - że opłacisz tanto mieszkanie na kilka miesięcy...
-Po co?
-Bo znając świat i życie Swietłana nadal tam jest, a jak mam żyć tu z tobą to chce by ona miała miejsce dla siebie i dziecka... - mruknęłam - Może i z nią zerwałam, ale nie pozwolę by mieszkała na ulicy.
-Niech ci będzie... ale ja chce po każdej połacie, coś w zamian
-Czyżby Pan Markus miał fetysze? - zapytała
-I to jakie... a z twoim ciałem mam ochotę wypróbować wszystkie. - uśmiechnąłem się i dąłem je całusa. Przemyłem się przy niej gdy ona myła twarz z mojego nasienia. Ubrałem się i wyszedłem. Jeszcze poprosiłem Lorein, że jak Sofii się uszykuje to by jej zmieniła jej opatrunek.

29.04.2018

... #5

Gdy rozkoszowałam się przepysznym jedzeniem przygotowanym najprawdopodobniej przez gosposię, on przerwał ciszę, która mogłaby trwać wiecznie.
-Sofii... teraz będziesz tu ze mną... - podniosłam głowę by na niego spojrzeć - I chce byśmy się lepiej poznali. Nie tylko seksualnie, ale jak dorośli ludzie, rozumiesz? - no w tym momencie chciałam w niego rzucić nożem, który miałam w ręce.
-Tak rozumiem. Jeszcze nie zgłupiałam, ale wiesz Markusie. Ja mam własne życie, gdzie mam jeszcze studia i pracę... - powiedziałam nadzwyczaj spokojnie.Chodź w głębi siebie już go dusiłam paskiem.
-Domyślam się... Więc zrobimy tak. Ja ci pozwolę zabrać rzeczy z tamtego mieszkania, ale to absolutnie wszystkie, będziesz chodzić na studia, a z pracy zrezygnujesz bo kasy mam pod dostatkiem. - jego odpowiedź mnie nie zachwycała, zaczęło się we mnie gotować jak w czajniku.
-Czemu masz za mnie decydować? Nie chcę rzucać pracy i się stamtąd wyprowadzać. Chcę mieć normalne życie, a nie być pod czyjąś kontrolą. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby
-Ale już za późno... - patrzałam jak ten palant sączy to mało wytworne wino. Gdybym ja tu była gospodarzem, zadbałabym nawet, żeby mojemu więźniowi smakowało wino. W tym momencie skarciłam się w myślach za taką głupotę.
-Nie prawda. Dla ciebie jest za późno... ja mogę się z tobą spotykać, ale nie być uwięziona w twojej klatce. - jak gdyby nigdy nic wstałam od stołu i zeszłam po schodach, a za mną podążał Markus najwidoczniej rozbawiony tą sytuacją. Gdy już zeszłam z trzeciego piętra szłam prosto do wielkich drzwi. Z kuchni na dole wychyliła się starsza kobieta. Była zaskoczona moją determinacją. Mnie tak łatwo się nie złamie.
-I gdzie pójdziesz bez kasy, telefonu i kluczy... -zaśmiał się za mną Markus, a ja zdębiałam. Kurwa jak ja mogłam o tym zapomnieć, ale nawet jeśli nie mam kluczy to Swietłana pewnie dalej jest w mieszkaniu bo nie miałaby gdzie się podziać. Westchnęłam i i tak wyszłam z wielkiej posiadłości. - No i co teraz. Nie wiesz gdzie jesteś. - najwidoczniej moje zachowanie bawiło mężczyznę, który stał cały czas za mną. Miałam dwie opcje - wrócić do środka i zostać w klatce, lub iść w las i zostać zjedzona... przynajmniej moje ciało nie poszło by na marne. Pobiegłam przed siebie. Wolałam biec blisko ścieżki. Mam szanse gdzieś wybiec, znaleźć cywilizacje i zgłosić go na policję. Biegłam, ale przez panujący tu mrok mnie zauważyłam wielkiej gałęzi, na którą się nabiłam stopą. Syknęłam z bólu i usiadłam. Byłoby trudno to wyciągnąć, a z moim szczęściem doszłoby jeszcze do zakażenia. Po niedługim czasie podszedł do mnie ten sam mężczyzna, który miał ze mnie po prostu ubaw. Podniósł mnie jak worek kartofli i przerzucił przez ramię, trochę się szarpałam, ale nic sobie z tego nie zrobił. A sama muszę stwierdzić, że do lekkich kobiet nie należę. W końcu moja figura musi posiadać chociaż jeden minus. Prowadził nas znów do tej wielkiej rezydencji. Gdy już byliśmy na trzecim piętrze, rzucił mną o kanapę i zerwał bluzkę i spodnie. Założył koszulę w której byłam rano i przykuł kajdankami do nogi kanapy. Nie miałam jak się ruszyć. Widziałam jak się patrzy na mój tyłek w tych majtach. Opatrzył mi nogę.
-Dobranoc Sofii... - z uśmiechem rozebrał się do bokserek i poszedł do swojej sypialni
Ja nie mogłam zasnąć, a z pokoju słyszałam jak chrapie, wiec byłam pewna, że śpi. Chciałam się uwolnić ale noga od kanapy była za gruba bym mogła na luzie wyciągnąć drugą kajdankom.
Zasnęłam w końcu i spałam w dosyć nie komfortowej dla mnie pozycji, ale nic z tym nie mogłam zrobić. Gdy tak spałam poczułam chłód na moim tyłku, jakby ktoś pozbył się ubrania z tej części ciała. Mruknęłam tylko obracając się na plecy, nagle moje nogi sam się rozłożyły i jedna była na oparciu kanapy, a druga na ziemi.
-Mmm.. co jest..? - podniosłam głowę i w momencie chciałam odskoczyć, ale byłam trzymana za biodra i było trudno - Co ty do cholery wyprawiasz?! - krzyknęłam na siedzącego przede mną Marcusa.

16.04.2018

... #4

Gdy otworzyłem oczy i zobaczyłem Sofii u mojego boku, to chciałem ją wycałować i zarazem przelecieć jeszcze w tym momencie, ale się powstrzymałem. Przygotowałem dla niej moja koszule i jakieś majtki, które przeważnie są jakiś prostytutek. Kazałem Lorein je wyprać, tak samo jak jej ubrania, które wręcz capiły alkoholem i potem. Wyjąłem jej rzeczy jak telefon, czy portfel na stolik nie daleko mojego łóżka. Była taka seksowna, śpiąc wtulona w moją kołdrę. Przed wyjściem przejechałem jeszcze ręką po jej zgrabnym biodrze.
Po moim wyjściu, miałem tylko telefon od Lorein, że dziewczyna się obudziła. Ja wtedy byłem w samochodzie, czekają na moich ludzi do towaru. Muszę zrobić sobie wolne do tych debili, bo mnie wykończą. Jak czegoś nie zgubią, to ukradną i są z tym same problemy. Za jakieś dwa tygodnie przyjeżdża mój wspólnik z Rosji i wyprawia na swój powrót wykwintny bankiet. Jak zawsze jestem na niego zaproszony, jako gość honorowy. Ale do tego wydarzenia mam jeszcze dużo czasu. Do późnej godziny albo odbierałem towar lub go sprzedawałem za o wiele wyższe stawki. Byłem zmęczony tym, ale świadomość zobaczenia Sofii od razu dodała mi sił. Wszedłem do willi z wielkim hukiem. Powiedziałem gosposi by zrobiła dla mnie i Sofii kolację. Poszedłem do niej na moje prywatne trzecie piętro nikomu tam nie wolno oprócz Lucasowi. Otworzyłem drzwi do mojego pokoju i ona tam leżała, na moim łóżku. Westchnąłem i do niej się przybliżyłem.
-Mm... Witaj Sofii..- wymruczałem w jej słodką szyje, co spowodowało, że dziewczyna skoczyła jak poparzona. Rozbawił mnie ten widok - Spokojnie to tylko ja. - nie powstrzymałem śmiechu. jeszcze jej mina. Rozkoszna zwierzyna. Zauważyłem, że chce wstać z łóżka i pójść sobie.
-To nie było śmieszne i chce wrócić do domu. - powiedziała na mnie patrząc, ja tylko prychnąłem śmiechem i przyparłem ja do materaca. Co było dla mnie banalnie łatwe.
 -Nie ma mowy. - złapałem jej nadgarstki i trzymałem je nad jej głową. Zbliżyłem się do niej i do jej szyi - Jesteś moja. Nie pamiętasz jak mówiłaś, że już jesteś wolna.... -musiałem się pochwalić moim białym uzębieniem. Chciała się wyrywać, ale szło to w las bo byłem silniejszy. Położyłem nogę pomiędzy jej uda by przejechać po jej cipce. Jej wzrok mówił zam za siebie, że nie wie co się dzieje, ale ja wiem. Chce ją tu i teraz, no może po kolacji.
-Masz piękne ciało Sofii... idealne by pieprzyć je całymi dniami. Nie wierzę, że całe życie mogłaś marnować takie ciało Jeszcze ten związek z jakąś dziewczyna, która pewnie cię nie zaspokajała. - jej ciało samo mnie kusiło czułem jak robi się pode mną wilgotna. Przejechałem ręką po jej biodrze, a potem posadziłem na łóżku. Teraz to już ledwo mogłem wytrzymać by się z niej nie śmiać. Wyglądała jakby mózg jej się zwiesił  -No to chodź... zjesz ze mną kolacje.- czekałem, aż się ogarnie ale to już trwało za długo. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do jadalni. posadziłem na krześle i sam poszedłem też usiąść przy stole pełnym jedzenia. Sofii na długo się zacięła.
-Jedz póki jest ciepłe...- powiedziałem a ona na mnie spojrzała, a potem na stół.
-E.. Dziękuje?! Smacznego. - powiedziała skołowana, ale jadą. Ja cały czas na nią zerkałem. Już wróciła do żywych, gdy tylko zaczęła jeść. Nie dziwie się kuchnia Lorein jest boska. Jedliśmy w ciszy, którą postanowiłem przerwać.
-Sofii... teraz będziesz tu ze mną... - zacząłem i ona podniosła głowę - I chce byśmy się lepiej poznali. Nie tylko seksualnie, ale jako dorośli ludzie, rozumiesz?
-Tak rozumiem. Jeszcze nie zgłupiałam, ale wiesz Markusie. Ja mam własne życie, gdzie mam jeszcze studia i pracę... - powiedziała nadzwyczaj spokojnie.
-Domyślam się... Więc zrobimy tak. Ja ci pozwolę zabrać rzeczy z tamtego mieszkania, ale to absolutnie wszystkie, będziesz chodzić na studia, a z pracy zrezygnujesz bo kasy mam pod dostatkiem. - wytłumaczyłem jej to i nie była zadowolona
-Czemu masz za mnie decydować. Nie chce rzucać pracy i  stamtąd się wyprowadzać. Chce mieć normalne życie, a nie mam być pod kogoś kontrolą. - powiedziała zła
-Ale już za późno... - westchnąłem pijąc wino
-Nie prawda. Dla ciebie jest za późno... ja mogę się z tobą spotykać, ale mnie być uwięziona w twojej klatce. - Wstała i chciała pójść. poszedłem jeszcze spokojny za nią. Lorein, aż się zdziwiła widząc Sofii
-I gdzie pójdziesz bez kasy, telefonu i kluczy... - zaśmiałem się, a ona chyba chciała się zabić za, to że zapomniała o takich rzeczach. Westchnęła, ale i tak wyszła - no i co teraz. nie wiesz gdzie jesteś. - świetnie się bawiłem drocząc się z tą kobietą. Ten las tylko znają osoby z mafii. Jak ona się tam zapuści to nie wróci. Pobiegła w las. blisko drogi. Ja jeszcze cierpliwy poszedłem za nią. Znalazłem ją nie daleko bo w jej but wbił się kolec i skaleczyła się w stopę. Nie dziwię się, ciemnio jest. Wziąłem ja przerzuciłem przez ramię i poszedłem do domu. Trochę zły prawie rozerwałem jej ubrania. Została tylko z tych seksowych majtkach i mojej koszuli. przypiąłem jej rękę do kanapy w moim salonie kajdankami. Opatrzyłem jej ranę i sam się rozebrałem. spojrzałem na nią z uśmiechem
-Dobranoc Sofii... - i poszedłem do mojej sypialni. Będzie spać tam za karę. Niech się cieszy, że to kanapa a nie zimna piwnica.

10.04.2018

... #3

Obudziłam się może o dziesiątej albo o dwunastej do tej pory jestem skołowana i nie wiem. Głowa mi pęka jak diabli, już nigdy nie pije tak dużo alkoholu pod wpływem emocji. Siedziałam przymulona na wielkim łożu, prawie naga bo czułam na sobie moje bokserki. Przetarłam ręką twarz by się rozejrzeć po pomieszczeniu, które było zaaranżowane specjalnie pod gust jakiegoś mężczyzny. Z radia, które znajdowało się na szafce nocnej leciała muzyka, gdy dotarła do mojego ucha to spostrzegła, ze to piosenka Eda Sheerana - Shape of You.

"
The club isn't the best place to find a lover
So the bar is where I go... " 


Nie lubię angielskich piosenek bo jestem przyzwyczajona do Hiszpańskich lub Rosyjskich ze względu, że to leciało w domu, ale akurat ten fragment mnie poruszył. Po niedługim  czasie usłyszałam otwierające się drzwi na przeciwko łóżka. Podniosłam zmęczony wzrok w tym kierunku. Przez drzwi weszła starsza kobieta.
-Już wstałaś kochana? - podeszła i położyła na stoliku nie daleko łóżka tacę z śniadaniem, a mi podała leki i wodę do popicia. Nie ufnie je wzięłam, do ręki patrząc na kobietę.
-Gdzie ja jestem? - zapytałam ochrypłym głosem.
-Pan Markus Cię tu przyprowadził i kazał się tobą zająć. - Markus... to imię krążyło mi po głowie.
-Dziękuję nie potrzeba. Ubiorę się i już mnie nie ma.- nie byłam jakoś szczęśliwie przekonana do tego faktu, że  jestem w jego łóżku, a faceta co ledwie znam. Przez taką ilość alkoholu urwał mi się film i nie jestem pewna czy do czegoś doszło po między nami.
-Nie wiem kochana, czy to dobry pomysł lepiej poczekaj aż Markus przyjdzie. - powiedziała spokojnie - Weź leki  i zjedz. Twoje ubrania wzięłam do prania bo zapach alkoholu przesiąkł przez nie i nie nadawały się byś je założyła. Za jakiś czas wyschną i ci je oddam. - powiedziała i wyszła zamykając drzwi na klucz. Moje rzeczy jak portfel czy klucze były też na tym samym stoliku co śniadanie, ale w co ja miał się ubrać. Usiadłam naga na krańcu łóżka obcego faceta. Byłam wręcz osłabiona, więc zbierało mnie na wymioty.
-Hmm.. gdzie ten Markus może mieć łazienkę - rozejrzałam się i wstałam i okazało się, że po nie  długim czasie  ją znalazłam. Wzięłam szybki prysznic, chcąc najszybciej się stąd wydostać, ale gdy wyszłam znów do sypiali mężczyzny to w pokoju było już jasno, przez odsłonięte rolety i łóżko było pościelone, a na nim czysta bielizna i koszula. Gdy podeszłam w tamto miejsce owinięta ręcznikiem, wzięłam karteczkę w niej było napisane.
"Tu masz czyste ubranie i bieliznę. Od dziś należysz do mnie i nie sądzę byś szybko stąd wyszła. Ja  wrócę późno, więc rozgość się. ~Markus" 

-Nie no to chyba jakieś żart... - mruknęłam czytając to, a potem widząc, że majtki są całe w koronkę, były wręcz prawie przezroczyste. Założyłam to jednak bo nic innego nie miałam. Jeszcze ta koszula ledwo to zasłaniała. Przyglądałam się śniadaniu jakiś czas i poczułam teraz jaka jestem głodna. Wzięłam kanapkę i zjadłam. Siedziałam tak w tym pokoju, bo nic innego mi nie pozostało. Sprawdzałam kilka razy czy drzwi nie da się wyważyć, ale nie. Po czternastej przyszła znów ta kobita, zabrała tace i oddała moje ubranie. Omal od razu je na siebie założyłam, do raz u czuła się lepiej.
-Przepraszam, wie pani kiedy będzie Markus bo chce wrócić do własnego domu.
-Nie wiem, kochana. Musisz tu siedzieć i czekać. - powiedziała i nic innego minie pozostało jak czekać do powrót Markusa. Rozważałam skoczyć przez okno, ale z trzeciego piętra to bym daleko by nie uciekała,bo pewnie bym złamała nogi. Wielki huk oznajmił o jego przybyciu, co mnie wzbudziło z drzemki. Nudziłam się jak nie wiem co, telefon mi się rozładował, a w jego rzeczach nie mogłam czegokolwiek znaleźć. Leżałam z zamkniętymi oczami będąc w pół śnie.
-Mm... Witaj Sofii.. - wymruczał to w moją szyję co spowodowało, że od razu się od niego odskoczyłam. Serce omal mi nie wyskoczyło z piersi - Spokojnie to tylko ja. - zaśmiał się. Ja nie byłam w humorze do żartów. Chciałam wstać z łóżka, by już mógł mnie stąd wypuścić. 
-To nie było śmieszne i chce wrócić do domu. - powiedziałam gdy na niego spojrzałam. On się znów zaśmiał i przyparł mnie do materaca.
-Nie ma mowy. - złapał mnie za nadgarstki i przytrzymał je nad moją głową. Ustami znalazł się na szyi - Jesteś moja. Nie pamiętasz jak mówiłaś, że już jesteś wolna.... - pokazał swoje zęby w uśmiechu. Był silniejszy i spokojnie przyparł mnie do łóżka jedną nogą.Spojrzałam na niego oszołomiona, gdy mnie tak położył.
-Masz piękne ciało Sofii... idealne by pieprzyć je całymi dniami. - Nie wierzę, że całe życie mogłaś marnować takie ciało Jeszcze ten związek z jakąś dziewczyna, która pewnie cię nie zaspokajała. - przejechał ręką po moim biodrze, po czym mnie normalnie posadził na łóżku. Ja już nie wiedziałam co mam robić, mój umysł był jednym wielkim kłębkiem myśli, które były tak nie zgodne ze sobą.
-No to chodź... zjesz ze mną kolacje. - powiedział, a po jakimś czasie sam mnie wziął na ręce ze względy na to, że ja ledwo mogłam się teraz ruszyć. Mój mózg był teraz jak jedna wielka papka. Z jednej strony, on chce mnie tylko pieprzyć, jak sam to powiedział, a z drugiej jest normalny. Można tak powiedzieć, że jest w jakimś sensie normalny. Posadził mnie przy wielkim stole. W wielkiej jadalni, która miała połączenie z kuchnią, barem, a też z dużym salonem. Czułam się tym wszystkim przytłoczona.
-Jedz póki jest ciepłe...
-E.. Dziękuje?! Smacznego. - nadal nie rozumiałam o co mu chodzi, ale musiałam coś zjeść bo mój brzuch dawał o sobie znać. Co spowodowało u mnie zakłopotanie, bo nie lubię jak ktoś słucha moich kiszek.

Trzecia aktualizacja...

9.04.2018

... #2

Zwykły poranek. Promienie słońca chciały mi dziś jak na złość wypalić powieki. Wstałem ospały, przetarłam ręką twarz by rozejrzeć się po mojej dużej sypialni. Poszedłem się załatwić i umyć. Dziś o ósmej ma przyjechać towar i muszę tego dopilnować by się zgadzał. Handel narkotykami i czasem bronią nie należy do  prostych i przyjemnych zajęć jak pieprzenie się z dziwkami, które zaczynają mnie nudzić bo każda prawie podobna a techniki to już są takie same. Wyszedłem z łazienki do sypialni w samym ręczniku i przeszedłem do garderoby. Ubrałem się jak zawsze w czarny garnitur i takiego samego koloru koszulę. Gdy już byłem gotowy poszedłem coś na szybko zjeść do kuchni, gdzie już od dawna była Lorein. Starsza kobieta, która pracowała w tym domu jak jeszcze mój ojciec żył. Wychowywała mnie gdy też moja matka, została zabita w moje piąte urodziny. To była i jest dla mnie trauma.
-Witaj kochaniutki... - uśmiechnęła się do mnie dając mi na blat wyspy talerz z kanapkami, które szybko z niego zniknęły. Już miałem się z nią żegnać gdy jak zawsze mi powiedziała mi bym na siebie uważał. Na co tylko się uśmiechnąłem lekko pod nosem i przytaknąłem, że będę uważać.
-Witaj szefie. Towar jest w drodze. - powiedział Lucas, moja prawa ręka i najlepszy kumpel odkąd uratowałem jego i jego siostrę z trudnej sytuacji rodzinnej. Pomaga mi ogarnąć wszystko w naszej mafijnej rodzinie. Przejąłem ten interes po ojcu, było to dla mnie trudne, ale nie mogłem mu pokazać, że jestem miękki. Swojego pierwszego człowieka zabiłem w wieku szesnastu lat, a na dziwki już chodziłem rok później. Bardzo szybko tata mnie to wprowadził, ale musiał mieć kogoś kto po nim to przejmie, a że jestem jego synem to mi najbardziej ufał.
Dojechaliśmy na miejsce moim czarnym sportowym BMW. Weszliśmy do wielkiej hali i czekałem na towar. Gdy dostawca się łaskawie zjawił przeliczyłem wszystko dwa razy.
-Nie zgadza się! Gdzie jest kurwa dwa kilko kokainy?! - wrzasnąłem na mężczyznę i  jego chłopaków. Darłem tak na nich ryj gdy jeden z moich ludzi nie przyprowadził dwóch złodziejaszków.
-Markus mamy ich. - powiedział mój człowiek i oddał mi dwie paczki po kilogram. Dostali po mordzie dla nauki. Tak to wszystkie interesy dobrze szły więc wieczorem mogłem mieć czas dla siebie. W willi przebrałem garnitur na luźne ciuchy zostawiając czarną koszulę. Na nią nałożyłem skórzana kurtkę i do tego dżinsy. Lucas zawiózł mnie do baru, który jest najtańszy i najlepszy. Do tego jest na moim terenie, więc mogę pić za free. Było już grubo po dwudziestej pierwszej no prawie była dwudziesta druga. Podszedłem do baru i zobaczyłem dziewczynę dwukolorowymi i długimi włosami. Usiadłem obok, ale nie zwracała na mnie uwagi. Widać było, że albo ciężki dzień w pracy miała lub po prostu okres. Jęknęła ze złości, wcześniej opierając czoło o blat.
-Zły dzień? - pytam by zagadać do atrakcyjnej kobiety. Jej kształtne ciało widać już było z daleka, a jak się podeszło bliżej to można było dojrzeć nie wiele ciemniejszą karnacje i zielone, jak szmaragd oczy, które mogły przypominać kocie.
-Wręcz chujowy wieczór... - odzywa się podnosząc głowę - Barman jeszcze raz whisky z lodem... - prosi o to mężczyznę za ladą. Nie podejrzewał bym, że kobiecie smakuje taki trunek. Przez to zaimponowała mi bardziej i postanawiam zapłacić za nią.
-Dzięki, ale mnie jeszcze stać... - obraca się w moim kierunku by na mnie spojrzeć.
-No to zostaw sobie na coś innego. - robię to samo co ona i przyglądam się jej. Jej bluzka jest opięta przez jej wielki naturalny biust. Jej oczy są hipnotyzujące, a jej uroda widać, że jest z latynoskich krajów. Jest młodsza ode mnie, ale widać że dużo przeżyła.
-Niech ci będzie...- odpowiada poprawiając się na siedzeniu. Napiła się i widać było, że jest mocne, ale nic sobie z tego nie zrobiła. Nasza rozmowa jakoś się potoczyła. Dowiedziałem się, że jest z Hiszpanii, że ma na imię Sofii z wiekiem było trudniej bo kazała sobie zgadywać, ale zgadłem za pierwszym razem.
-To czemu masz taki chujowy wieczór? - zapytałem po jakimś czasie już widać, że pijana dwudziestoczteroletniej dziewczyny obok mnie.
-Dziewczyna mnie zdradziła...-  mruczy pijana - Z jakimś Maksem i ona ma jego dziecko w brzuchu! - uderza o blat i widać, że ma dużo siły w tym ciałku - Kurwa! Kochałam ją, a ona mnie zdradziła! - syczy przez zęby zła.
-No to źle... - mruczę tak samo pijany. Ja dużo nie potrzebuje, ale moje trunki od jej były kilka razy mocniejsze.
-Mówiłam, że chujowy.
-To czekaj jesteś lesbą? - patrzę na nią trochę z pod przymrożonych oczu
-Niee... jestem Bi... czyli jadę na dwa fronty... - uśmiecha się i porusza brwiami znajomy mi sposób i odwzajemniam ten uśmiech. Dużo czasu nie potrzebowałem i zasnęła. Pochrapywała na blacie, co najprawdopodobniej jest spowodowane, że ma trochę przekrzywiony nos. Zadzwoniłem do Lucasa by przyjechał co zrobił. Pijaną Sofii wziąłem ze sobą bo nie przepuszczę okazji stracić takiej szansy. Chłopak nawet się nie pytał tylko zawozi mnie do mieszkania. Trafiam jakoś do mojej sypialni, ale jest dosyć upity i obijam się z dziewczyną na rękach, co nie robiło na niej wrażenia bo ma mocny sen. Położyłem ją na moim łóżku. Rozebrałem siebie i potem ją. Została tylko w bokserkach. Przyglądałem się jej ciału i zauważyłem tatuaż na lewym ramieniu, ale byłem tak zmęczony, że zasnąłem przy niej, przyciągając do swojego umięśnionego ciała.

8.04.2018

...

Normalny nudny dzień w pracy. Moja monotonia mnie już denerwuje, bo nie mam na nic czasu. Jak nie nauka na studia, a to praca. Jest tak już kilka lat, a konkretniej to trzy i pół. Dzisiejszego wieczoru wracam jak na siebie dosyć wcześnie do mieszkania. W kuchni była moja cudowna dziewczyna, do której się od razu przytulam.
-Witaj, skarbie...- mruczę w jej szyję i całuje. Ona się jak zawsze lekko uśmiecha i głaszcze moje włosy.
-Hej, Sofii. Jak w pracy? - codzienne pytanie
-Nic nowego... tłumy ludzi w barze. ale dziś akurat mnie wzięli na zmywak. -nie przepadam za tym bo moja skóra robi się sucha i szorstka od płynu do mycia naczyń. Chcąc się zrelaksować, dokuczam Swietłanie. Ona przeważnie się tak uroczo denerwuje, co bardzo lubię. Przypominam sobie jak poznałyśmy się w jakimś klubie cztery lata temu. Patrzyła się na mnie jak tańczę i sama dołączyła, do tej pory pamiętam jak agresywnie w kiblu walczyłyśmy o dominacje na języki.
-Idź się ogarnij, zjemy kolacje i spać. Jutro mamy wolne i chce być cały dzień z tobą - mówi dając mi całusa w czoło. Ja poszłam wziąć szybki prysznic, a potem poszłam do naszej sypialni by się ubrać. gdy grzebałam w bieliźnie znalazłam coś dziwnego. Masze ciuchy są razem ale wiem co jest której. Zakładam bokserki i bokserkę. Grzebię dalej i stoję jak wryta. To jest test ciążowy. Co on tu robi... mam pustkę w głowie. Nie przypominam sobie byśmy o dziecku gadały. Bo mamy, co mamy, czyli nie wielkie mieszkanie i pracę, z której czami jest wyżyć, ale dajemy sobie rade. Siadam na łóżku i drapię się po karku. Ten test jest pozytywny jak pokazują dwie kreski. Byłam tak zdezorientowana, że poszłam z nim do dziewczyny.
-Kochanie? Kochanie możesz mi wyjaśnić co to jest?! - zaczynam trochę podnosić głos bo robię się zła. Ona mnie zdradziła? Takie pytanie krąży mi po głowie.
-No test ciążowy... - mówi nie pewnie
-To akurat wiem i to bardzo dobrze, ale czemu on był w szafce z bielizną i czemu jest pozytywny?!-naciskam dalej. To nie daje mi spokoju.
-No bo wiesz... - świetnie będzie kłamać. Znam jej "No bo wiesz..." Jakoś wcześniej nie zwracałam na to uwagi, ale teraz to mnie to irytuje. Mam ochotę jej strzelić w twarz, ale nigdy w życiu na nikogo nie podniosłam ręki, nie licząc samoobrony - Ten test jest Anastazji... - zaczynam się trząść ze złości i we, że musi już przestać kłamać bo mnie wyprowadzi z równowagi i zacznę krzyczeć.
-Mów prawdę... - mruczę przez zęby
-Jest mój... - obraca głowę - Ja nie chciałam, to samo wyszło...
-Jak samo wyszło!!! Zdradziłaś mnie! - wybucham. Ona się trzęsie z moich krzyków - Z kim!?
-Pamiętasz tego  chłopaka, z mojej uczelni... - Nadal  nie chce na mnie patrzeć w moje oczy bo wie, że znajdzie tam huragan złości.
-Max?! Z tym dupkiem! - zaciskam rękę w pięść - On przecież nie jest materiałem na ojca Swietłana.
-Byłam pijana tak! Bo ciebie nie ma większość czasu i poszłam z koleżankami do klubu się zabawiać. Upiłam się i on mnie zabrał do siebie. Zaspokoił moje żądania, ale nie sądziłam, że zajdę w ciąże! - zaczyna płakać i krzyczeć. Ja już mam ciekną granice by jej nie uderzyć. Wściekła poszłam się ubrać. Wzięłam klucze, portfel, telefon. Założyłam kurtkę dżinsową i buty.
-Gdzie idziesz?- pyta smutna
-Nie twoja sprawa... spakuj się i wynoś się... Nie mam zamiaru wychować dziecka tego faceta. - warczę i zatrzaskuje za sobą drzwi. Poszłam do najbliższego baru by się upić. Byłam taka wściekła, że alkohol nie działał. Do mnie przysiadł się jakiś mężczyzna. Jest dobrze zbudowany widać to opiętej kurtce skórzanej. Położyłam głowę na blacie baru i jęczę zła.
-Zły dzień? - odzywa się przybysz
-Wręcz chujowy wieczór... - mruczę - Barman jeszcze raz whisky z lodem... - Mówię i gdy mam zapłacić kasę kładzie facet obok - Dzięki, ale mnie jeszcze stać... - odzywam się i obracam w jego kierunku.
-No to zostaw sobie na coś innego - on obraca się w moim kierunku. oglądam uważnie jego twarz, ma kilku dniowy zarost i podkrążone oczy, ale jest młody. Strzelam że ma trzydzieści pięć, sześć lat. Jego oczy są bursztynowe oczy, które wręcz świecą w ciemność. ma czarną koszule co dziwnie nie pasuje do kurtki, ale zarazem jest to interesujące.
-Niech ci będzie... - jestem typem osoby uważnej więc jak zawsze chce iść na imprezie do kibla to wypijam trunek do końca  by mi nie wrzucili tabletki gwałtu. Biorę moje whisky i sączę. Jak zawsze gorzkie i ostre. Nawet po kilku minutach między tym facetem zaczęła się rozmowa o byle czym i tak dowiedziałam się, że ma imię Markus i jak dobrze obstawiałam miał trzydzieści pięć lat.
-To czemu masz taki chujowy wieczór? - pyta
-Dziewczyna mnie zdradziła... - mruczę już pijana. Alkohol nie dawno zaczął dawać o sobie znak - Z jakimś Maksem i ona ma jego dziecko w brzuchu! - wale o blat - Kurwa! Kochałam ją, a ona mnie zdradziła! - warczę zła.
-No to źle... - mruczy też pijany Markus.
-Mówiłam, że chujowy
-To czekaj jesteś lesbą? - spogląda na mnie
-Niee... jestem Bi... czyli jadę na dwa fronty... - mówię z moim zboczonym uśmiechem, który wywołuje alkohol. On też się uśmiecha i po jakimś czasie po prostu zasypiam głową na ladzie. Mam twardy sen, przez co nie czuje jak mnie, ktoś wynosi z lokalu.