Menu

25.06.2018

5# Rasa Idealna - Zderzenie dwóch światów

 Mimo wszystkiego co w nim krzyczało, stanął właśnie naprzeciw dużego hipermarketu, którego mijał chodząc przez park. Nigdy wcześniej nie sądził że na prawdę do niego wejdzie nie mając zamiaru wydać pieniędzy na suchą bułkę. Wpatrzony w logo sklepu stał tak przez chwilę, podczas gdy zarówno ludzie jak i anthro przewijali się przez automatyczne drzwi. W końcu zdecydował się wejść do środka.
 Nie spodziewał się tak obezwładniającego tłoku w środku, ale szybko się pozbierał. Ruszył między półki. Najpierw wziął się za kilka rzeczy z listy o jakie poprosiła go Nanna. Szybko się z tym uporał. Nie wiedział jednak gdzie są ubrania. Wiedział że tu są, Nanna powiedziała mu żeby przyszedł właśnie tu, jednak nigdy nie rozglądał się wcześniej na tyle w hipermarkecie żeby widzieć gdzie znaleźć ciuchy. W końcu, po kilku minutach błądzenia, napotkał pracownice sklepu.
 - Przepraszam... Gdzie mogę znaleźć ciuchy? - wzrok i mina mastifa ani trochę nie pokrywały się z jego potężną budową i wzrostem.
 - W te stronę, 6 alejka na prawo. - kobieta uśmiechnęła się serdecznie.
 Pies ruszył we wskazanym kierunku. Szybko znalazł się przed poszukiwanymi półkami. Ogarnęła go myśl, że wreszcie może porządnie się ubrać i poczuć się cywilizowanie. Na chwilę zapomniał o wszelkich objawach. Przeglądał powoli spodnie, koszule, bluzki, bieliznę, buty... Dopuki jego oczom nie ukazała się mała dziewczynka. Stała na końcu alejki wpatrzona w niego. Stała tak na prawdę około 5 metrów dalej. Patrzyła na niego przez kilka, może kilkanaście sekund, tak samo jak Thomas. W końcu skrzywiła się, zakryła nos i odbiegła.
 Pies czuł niemal uderzenie w tył głowy. Doskonale rozumiał jej gest. Bardzo szybko odechciało mu się chodzenia po sklepie. Szybko zgarnął ubrania które chwilę wcześniej upatrzyl starając się nie dotykać niczego innego. Łapczywie wrzucił je do koszyka i niemal pobiegł do kasy.
 Przy kasie było najgorzej. Z przodu ludzie, z tyłu ludzie. Każda sekunda dłużyła się nieubłaganie. Thomas starał się nie ruszać, jednak mimo woli wiercił niespokojnie nogami, a oczami lustrował wszystko wokoło. Kiedy wreszcie znalazł się przy samej kasie szybko wyciągnął całe pieniądze jakie dała mu suczka. Kobieta przy kasie nie zdawała się spieszyć, niewzruszona przerzucała kolejno produkty przez czytnik. Podała kwotę i wzięła banknoty do ręki. Równie powolnie wydała resztę, ale kiedy podała paragon, psa już nie było.
 Wyjście na zewnątrz było jak wybawienie. Wcześniej planował posiedzieć w parku, jednak jego plany się zmieniły. Szybkim krokiem skierował się w stronę kamienicy.
 Nie minęło 10 minut zanim klucz otwierał drzwi do mieszkania. Thomas wparował do środka, rzucił zakupy w przedpokoju, zgarnął tylko bokserki które kupił w sklepie i wparował do łazienki.
 Po dokładnym, solidniejszym niż dzień wcześniej prysznicu, przebrał się w nowe ubrania. Jego humoru nic do tej pory nie mogło poprawić, jednak czyste, pachnące sklepem, nie rozciągnięte ciuchy, mimo woli, wywołały delikatny uśmiech na jego pysku. Wziął się za zakupy. Rozpakował niezgrabnie siatkę, nie mając pojęcia gdzie dać niektóre rzeczy. Zajęło mu to prawie 15 minut. Kiedy już jednak skończył, zatrzymał się na chwilę. Zebrał myśli. Co teraz? Mógł coś zjeść... Ale nie był głodny. Z resztą, to nie jego mieszkanie. Mógł się przespać... Ale nie był śpiący. Mógł iść do parku... Ale miał dość wrażeń. Co robić w takich chwilach?
 Nagle poczuł niemałe ukłucie żołądka. Jak mógł o niej zapomnieć! Szybkim krokiem udał się do swojej nowej sypialni. Złapał czarny pokrowiec w łapę i udał się do salonu. Szybko wyciągnął gitarę i stary, zalany, potargany zeszyt. Ten widok bardzo go uspokoił.
Kolejne dwie godziny mastif spędził na grze, dopuki opuszki nie zaczęły go boleć. W końcu oparł gitarę o stolik i położył się na kanapie. Nanna znów będzie musiała go uczesać. Z początku czuł się z tym źle, jednak szybko przypomniał sobie ile radości sprawiało to suczce. Mimo wszystko postanowił nie odzywać się na ten temat. Sam się już uczesał, ale czuł że to nie wystarczy. Znużony zamknął oczy znów rozmyślając.
Może nie będzie tak źle?

24.06.2018

4# Rasa Idealna - Studenckie życie, studencki stres

Trójka anthro szła ulicą niewzruszona okoliczni dźwiękami ulicy. Mastif idący z tyłu czuł, za nareszcie znajduje się na swoim miejscu. Ulica była jego domem od dawna, a nagle wyrwanie z szarej rzeczywistości do pięknej kamienicy było dla niego niemałym szokiem. Teraz cieszył się że w końcu jest w świecie który zna. Na chwilę zapomniał o ciepłym domu i nowych przyjaciołach na rzecz szarej brudnej ulicy, która, paradoksalnie, była my bardziej przyjazna.
 Rozmyślając nad starym życiem szedł tak do samej uczelni, nie zważając na drogę która pokonuje. Poczuł niemałe ukłucie w żołądku, kiedy Nanna i Nathan zatrzymali się przed budynkiem. Jego pierwsza myśl, a przynajmniej jedną z wielu która dotarła do niego w tej jednej, krótkiej chwili, uświadomiła mu ze nie ma pojęcia gdzie jest i jak wrócić do kamienicy albo chociaż swojego kąta na ulicy. Wystarczyło jednak szybkie rzucenie okiem na okolicę, żeby zaznać chociaż minimalnego spokoju. Zaraz po tej myśli przypomniał sobie po co to przyszedł, co ma zrobić i że zapewne wygląda bardzo dziwnie. Samiec znów się speszył I rozejrzał niespokojnie po studentach stojących przed nim. Większość z nich wydawała się być niewzruszona przybyciem trójki. Stali w rozsypce przed wielkimi drzwiami uczelni ulokowanymi na rogu budynku. Rozmawiali że sobą, śmiali się, zaglądali do zeszytów. Przyjaciele mastifa posłali mu ostatnie spojrzenie zanim dołączyli do reszty anthro. Serce samca znów ścisnęło się. Nanna I Nathan natomiast z uśmiechem na pysku zbliżyli się do grupy.
 - Hej - Nanna jak zwykle rozpoczęła rozmowę.
 - Cześć! - odezwał się jakiś samiec. Był to prawdopodobnie pitbull albo amstaff, jednak wyglądał wyjątkowo przyjaźnie. Zamerdał beżowym ogonem i pobiegł do suczki.
 - Kogo my tu mamy! - odezwała się biała samica. Nie przypominała psa, jednak można było przyrównać ją do owczarka szwajcarskiego.
 - Wybaczcie spóźnienie. - w końcu głos zabrał Nathan. Do dobermana dołączyła trójka samców podając mu łapy. Ciemny, kudłaty mieszaniec, równie ciemny owczarek niemiecki i najwyższy z grupy, tym razem jasny, jednak w ciemne łaty, owczarek środkowoazjatycki. Cała grupa samców razem wyglądała jak zbiry spod ciemnej gwiazdy. Mimo tego uśmiechali się przyjaźnie.
 - Właśnie! - Nanna swoim radosnym, stosunkowo wysokim głosem, wyrywała mastif z obserwacji. - Oto powód naszego spóźnienia. - zaśmiała się i w podskokach podbiega do Thomasa, który czuł jak serce podchodzi mu do gardła, twarz drętwieje, oczy rozszerzają się a całe ciało zalewa się potem. Te kilka sekund była całą wiecznością, a ten na którym psy wokół skupił całą swoją uwagę zapomniał już gdzie jest, co tu robi a nawet jak się nazywa. Teraz myślał tylko o bezszelestnej ucieczce, albo najlepiej cofnięciu się w czasie. Czuł że ciepłe łóżko nie jest warte tej chwili. Nanna uczepila się jego ramienia a on poczuł że wraca na ziemię. - To nasz nowy współlokator. Ma na imię Thomas!
 Samiec poczuł delikatną wdzięczność że nie musiał sam się przedstawić, jednak bardzo szybko zorientował się że powinien jednak coś powiedzieć. Teraz jednak nie wiedziała co powiedzieć, i wolał jednak dam się przedstawić. Zanim jednak zdołał rozchylić szczęki, łaciaty owczarek zabrał głos.
 - Thomas? Pasuje Ci. - zbliżył się do równie barczystego Thomasa i podał mu łapę. - Jestem Raphael. Wystarczy Raph. - samiec był jednak niewiele wyższy od mastifa, co trochę go speszyło. Usiłował jednak znaleźć dobre strony, to była ostatnia deska ratunku. Uznał że pies jest posturą wyjątkowo podobny do niego, był jedynym z grupy do którego był na tyle podobny. Uznał że może czeka go mile powitanie.
 - Thomas... - wyciągnął łapę nie spuszczając psa z oczu. Zanim zdążył powiedzieć coś więcej, pobiegł do niego owczarek niemiecki.
 - George. Miło mi - pies wydawał się być niemal nadpobudliwy, przypominał trochę Nannę. Podała szybko łapę, na co mastif odpowiedział tym samym. Pies odskoczył I zrobił miejsce mieszańcowi.
 - Oscar. - kudłaty samiec podał łapę jak każdy z jego przyjaciół. Wydawał się być najspokojniejszy z grupy. Mimo że Raphael był równie opanowany, dało się czuć dwie zupełnie różne energie. Od Oscara, spokój, życzliwość, pies zdawał się być zbytnio niewzruszony. Natomiast Raphael emanował o wiele silniejszą, zdecydowaną energią. Dwa różne światy.
 - To moi kumple. Założyliśmy razem kapelę. Niestety nie mamy jeszcze nazwy, ale wolimy pracować nad muzyką niż nazwą.
 W końcu przez grupę przecisnął się bardzo sympatyczny, kremowy pitbull. Wyglądał na szczeniaka, około 15 lat, jednak skoro był tu razem z nimi oznaczało to że również jest studentem. Do wizerunku małego kujona brakowało mu tylko okularów.
 - Giorno! Miło mi cię poznać. Jesteś prawie tak wielki jak Raph! - mastif I owczarek spojrzeli po sobie. Student zaśmiał się cicho, natomiast Thomas zmusił się do uniesienia nerwowo kącików warg. Piesek odwrócił się do białej samicy czekając aż podejdzie. Ta, chociaż serdecznie uśmiechnięta, podeszła wyjątkowo powolnym krokiem. Wyciągnęła łapę do nowo poznanego kiedy tylko pitbull zrobił jej miejsce.
 - Fire. Mam wrażenie że cię już widziałam... - jej słowa wzbudziły niemal nieporównywalny dotąd niepokój. Thomas natychmiast zwrócił wzrok na Nathana w nadziei że ten coś zrobi. Był pewien że jeśli grupa dowie się o jego pochodzeniu, życzliwość szybko się skończy. Nathan był jednak wyjątkowo spokojny, wciąż z tym Sammy wyrazem pyska. Nanna szybko zrozumiała spojrzenie, jednak to co zrobiła niemal zwaliło psa z nóg.
 - Bardzo możliwe. Przedtem mieszkał na ulicy. Bardzo chciałam mu pomóc, Nathan też się zgodził. Zabraliśmy go do siebie! Słyszeliście jak gra na gitarze?
 Thomas czuł że jego nogi ciągną go na swój kącik na ulicy. Teraz wręcz kręciło mu się w głowie. Patrzył na Nannę jak na ducha.
 - Rzeczywiście! - odezwał się Giorno. - Pamiętam cię! Świetnie grasz. Zagrasz nam kiedyś? Kurczę, takie życie musiało być ciężkie. Nanna, jesteś prawdziwym aniołem! - samiec odwrócił się w jej stronę a ta zaśmiała się.
 - Kiedyś cię widziałem. - rzucił nagle Raphael. - George też gra na gitarze, ale on gra na elektrycznej. Założę się że jest ciekawy twojej gry. - samiec posłał owczarkowi wymowne spojrzenie.
 - Pewnie! - samiec zdążył się odezwać zanim Ralph do końca skierował na niego swój wzrok. - Zagramy kiedyś razem?
 Thomas opadł z sił po takim spotkaniu z taką grupą. Z każdą chwilą coraz bardziej czuł że mieszkanie nie jest tego warte.
 - Tak myślę... - wyjąkał wreszcie. Nanna zaśmiała się cicho i podbiega znów do niego.
 - Kiedyś was zaprosimy i pogadamy na spokojnie. Tak? - Thomas ewidentnie rozbawiał ją każdym błagalnym spojrzeniem, ale chyba wreszcie się zlitowała. - Teraz musimy iść na zajęcia. I pamiętaj iść do sklepu! - Nanna przytuliła samca na pożegnanie, a ten był pewien że nic bardziej żenującego już nie może zrobić.
 Grupa pożegnała się i weszła do budynku a Thomas został sam. Nie minęła chwila, a ten momentalnie usiadł na chodniku. Był wyjątkowo emocjonalnie i psychicznie wyczerpany. Siedizla tak chwilę oparty o słupek aż w końcu wstał. Zastanawiał się co teraz. Miał iść do sklepu... Ale jedyne o czym marzył to jego ulica. Teraz jednak mieszkał w kamienicy. Rozdarty między trzema różnymi miejscami, postanowił w końcu się ruszyć.