Menu

6.08.2017

2# Rasa Idealna - Witaj w domu

 Troje anthro zmierzało do ładnie wyremontowanej białej kamienicy wybudowanej nie tak daleko od poprzedniego miejsca zamieszkania mastiffa. Stała ona przy dość ruchliwej ulicy, niedaleko od centrum. Okolica wyglądała na przyjazną, wokół można było spotkać wiele innych anthro.
 Pies rozglądał się non stop, kamienica wydawała mu się bardzo ładna i przytulna. Aż za bardzo. Spojrzał na swoich nowych znajomych, a właściwie współlokatorów, wybawców, natrętów, jak zwał tak zwał. Zastanawiał się jakim cudem stać ich na mieszkanie w takim miejscu, w takiej kamienicy, w takim wieku.
 -Podoba ci się? - kobieta wytrąciła go z transu. Szła teraz tyłem patrząc wprost na niego z szerokim uśmiechem.
 -Tak... - wydusił z siebie w końcu nieco zdezorientowany. - Jakim cudem stać was na mieszkanie tutaj?
 -Zniżki dla studentów i takie tam... poza tym mamy trochę oszczędności. - w końcu odezwał się doberman. Wciąż na niego nie patrzył, jednak wydawało się że się uśmiechał.
 Psina uśmiechnęła się i odwróciła w przeciwnym kierunku. Weszli do kamienicy. W środku też nie wyglądało to źle. Wręcz przeciwnie, jasne ściany, schody, przejrzyste okna. Wchodząc na schody od razu zwrócił uwagę na brak jakiegokolwiek dźwięku, skrzypienia czy czegoś podobnego. Budynek był rzeczywiście zadbany. Znów popatrzył na psy. Zaczął czuć że nie należy do tego miejsca. Pierwszy raz poczuł się raczej niepewnie niż niechętnie. Szybko jednak pozbierał się i przybrał swoją pokerową twarz.
 Parka mieszkała na drugim piętrze więc schodów do pokonania nie było dużo. Psu zaczęło robić się już gorąco w jego wełnianym swetrze ale ani myślał go zdejmować. Doberman wyjął klucze z kieszeni i chwile później mieszkanie stało otworem.
 Jak się można było domyśleć, tam też było czysto, schludnie, jasno i przede wszystkim bardzo ładnie. Thomas wpatrywał się we wnętrze z progu i nie do końca wierzył w to co się dzieje. W końcu dlaczego miałby, niecodziennie wprowadza się do mieszkania kompletnie nieznajomych osób.
 -Hm, powiedzmy, czuj się jak u siebie - zaśmiała się suczka. Mastiff ocknął się wreszcie, spojrzał na nią nieco oszołomiony. W końcu zamknął rozwarty do tej pory pysk i odważył się wejść do środka. Rozejrzał się po mieszkaniu. Zaraz po nim weszła borderka i doberman. Bez większego przejęcia odłożyli rzeczy i przyglądali się psu. Ten zaglądał a to do kuchni połączonej z salonem, a to rozglądał się za pokojami, przyczaił też łazienkę. Wszystko było takie schludne. Wierzyć się nie chce że mieszkają tu studenci. Z drugiej strony jednak świadczy to o różnicy pomiędzy anthro a ludźmi.
 Mastiff długo nie odzywał się jednak borderka postanowiła przełamać lody.
 -Myślę że będziesz mieszkał w pokoju Nathana, musimy tylko znaleźć trochę miejsca na twoje rzeczy. - borderce uśmiech nie schodził z pyska.
 -Nathan... - pies dopiero zorientował się że nawet nie zna imion swoich współlokatorów. - A ty? Jak masz na imię?
 -Uh? A no tak... Wybacz, jestem Nanna - suczka wyciągnęła do niego łapę.
 -Thomas... - ta tylko uśmiechnęła się ściskając jego łapę.
 -Nathan, musimy zrobić miejsce w twoim pokoju!
 -Jak sobie życzysz. - zażartował wyciągając z szafki butelkę wody. - Hm... nie chcę źle zabrzmieć ale chcesz się może wykąpać?
 -Właśnie! - Nanna od razu przejęła pałeczkę - Nathan zrobi porządek w pokoju a ty się w tym czasie wykąpiesz. Może być?
 Pies popatrzył na dziewczynę. Rzeczywiście, dawno się nie kąpał. Czasem babcia pozwalała mu do siebie przychodzić się umyć ale sama miała niewiele, nawet dostęp do bieżącej wody często był trudny, instalacje były stare, często leciała zimna woda. Tutaj jednak był przekonany że będzie zupełnie inaczej.
 -Skoro tak...
 -Chodź, dam ci ręcznik i ci wszystko pokarzę. - Nanna złapała psa za rękę i zabrała go do łazienki. Wyszła parę minut później i zostawiła go samego.
***
Po niecałej połowie godziny Thomas był już czysty i bardzo zadowolony. Oczywiście zachował swoją pokerową twarz ale Nanna zdawała się mieć jakiś radar.
 -Gotowy? - zdawało się że suczka jest chodzącym skupiskiem wszelkiej radości na ziemi. Cóż, jak to border collie.
 -Tak. - drzwi do łazienki otwarły się. Thomas stał w samych spodniach ale przez całe to futro nie rzucało się to w oczy. Był wielkim kłębkiem puchatego futra. Nanna od razu zwróciła na to uwagę.
 -Wiem. - usłyszał. Z miejsca odwrócił się w jej stronę zdziwiony. - Uczeszę cię. Nathan prawie nie ma futra a ja to ja... A ty jesteś taki puchaty! - cudem powstrzymywała się żeby się na niego nie rzucić. Thomas z początku nie wiedział co się dzieje, ale chwilę później w końcu pierwszy raz się uśmiechnął. Był tak rozbawiony reakcją suczki że już nie dał rady. - Mogę? Proszę!
 -No dobrze... - mruknął. Ta za to zaczęła skakać i pobiegła po jakąś szczotkę. Wróciła za chwilę i wzięła się za niego.
 -Nie będziesz miał mi za złe jeśli dam ci moją? Teraz nie mam żadnej...
 -Nie ma problemu. - Pies siedział już grzecznie na taborecie i czekał.
 -Przydałaby się jakaś odżywka... - szczotka z trudem rozczesywała skołtunione futro. Było jeszcze oczywiście mokre, było o tyle łatwiej, ale ciężko sobie wyobrazić jak ciężko by się je rozczesywało gdyby było inaczej.
 Na czesaniu rzadko czesanych kołtunów spędzili następne pół godziny. Thomas był już cały obolały od szarpania futra a Nanna nie była w stanie poruszyć rękami. Efekt jednak był świetny, w końcu pies przestał wyglądać jak bezdomny. Suczka za to mimo całego tego wysiłku znów kipiała energią.
 -No! To by było na tyle. - oznajmiła zadowolona. - Nathan! Skończyłeś?
 -Tak, powiedzmy...
 -Zaraz do niego pójdziemy ale najpierw... Nie jest ci niewygodnie z tym futrem? Nie nachodzi ci na oczy? - pies popatrzył na nią pytająco. Ta tylko uśmiechnęła się i zajrzała do szafki. - Zwiążę ci je. 
 Chwilę później wyszli z łazienki. 
 - W końcu. - zaśmiał się doberman. - Wow. Teraz dopiero wyglądasz nieźle. - nieco zdziwił się widokiem Thomasa. Rzeczywiście, wyglądał zupełnie inaczej.
 -Będziecie mieszkać w jednym pokoju czy przenosisz się do mnie? - Nanna popatrzyła na przyjaciela.
 -Chyba się przeniosę, mam tylko jedno łóżko a twoje jest całkiem spore, pomieścimy się.
 Thomas patrzył na psy znów zauważając przepaść między nim a nimi. 
 -Jesteście parą? - zapytał nagle. Psy popatrzył po sobie.
 -Pfff, oczywiście że nie! - zaśmiała się suczka.
 -Jesteśmy po prostu dobrymi przyjaciółmi. - dodał Nathan.
 -Hm... - Thomas spodziewał się innej odpowiedzi. Pasowali do siebie. Nagle przypomniało mu się. - Gdzie moja gitara?
 -Tam gdzie ją zostawiłeś. Nie ruszałem jej. Widać jest dla ciebie ważna. - odparł Nathan. Pies od razu pognał do swojego najpilniej strzeżonego skarbu.
 Była dla niego jedynym przyjacielem i jednocześnie tym dzięki czemu do tej pory żyje, tylko z grania był w stanie wyżyć na ulicy. Była całym jego życiem, zasypiał z nią, budził się przy niej i grał na niej całymi dniami. 
 -Możesz się już rozpakować, zrobiłem ci trochę miejsca. 
 Wzięli po torbie Thomasa i skierowali się do pokoju. Nanna tylko stała w progu i przyglądała się wciąż nie tracąc uśmiechu.
 -Możemy ci jeszcze wyprać te rzeczy. Przebierz się jeśli masz coś czystego a resztę możesz mi dać, zaraz wypierzemy. - dziewczyna wydawała się być bardzo zadowolona z nowego lokatora, wręcz podekscytowana jego przybyciem. - Zrobię coś do picia. W sumie zjadłabym coś... - suczka zniknęła za futryną.
***
 Po jakimś czasie pies w końcu był już kompletnie zadomowiony. Siedzieli teraz na kanapie w salonie i rozmawiali. W międzyczasie w piekarniku przygotowywał się kurczak. Do Thomasa dalej nie docierało co się dzieje. Była to wręcz drastyczna zmiana w jego życiu. Ostatnio miał stały dach nad głową będąc jeszcze szczeniakiem. Niewiele pamiętał z tamtych czasów, ale nie przejmował się tym. W zasadzie nigdy się nie przejmował. Dopiero teraz czuł się dziwnie, rzadko bywa się w takiej sytuacji. Parka jednak robiła wszystko żeby czuł się u nich dobrze. Thomas spodziewał się ataków albo choćby nieuprzejmości ze strony dobermana jednak ten był równie przyjazny co Nanna. Pierwszy raz poczuł że rzeczywiście do tej pory nie było kolorowo. Nie chciał zapomnieć jak to jest mieszkać na ulicy i do końca się zadomowić, nigdy nie zazdrościł innym, wystarczyło mu to co miał i nie chciał tego zmieniać. Bał się trochę że będzie mu tam tak dobrze, że będzie jak ci wszyscy ludzie i anthro których widuje na ulicy, kiedy słyszy jak narzekają, chociaż mają dach nad głową, jedzenie i co tylko zapragną.
 Postanowił się jednak pilnować i nie martwić, w końcu może być tylko lepiej.
 W końcu ma dom. 
 W końcu ma przyjaciół.
 Dlaczego miałoby być źle?