Menu

1.10.2018

7# Rasa Idealna - nostalgia

 Mastif z rana obudził się wypoczęty jak nigdy dotąd, a skoro z każdym dniem spało się coraz lepiej, to kiedyś w końcu z tego łóżka nie wyjdzie. Wygramolił się jednak słysząc krzątaninę w kuchni. Szybko się przebrał i wyszedł z pokoju. Na miejscu zastał Nannę szykującą kanapki i Nathana pakującego część z nich na uczelnię. Szybko zwrócili na niego wzrok.
 -Dzień dobry! - przywitała się z codzienną euforią w głosie suczka.
 -Cześć... - jak co dnia, do Thomasa docierało że mieszka w tym domu dopiero od niedawna. Dopiero po kilkunastu minutach od przebudzenia znów zaczyna się czuć trochę nieswojo.
 -Zaraz będzie śniadanie! - po czym borderka znów odwróciła się w stronę blatu.
 Thomas coraz częściej czuł że za mało odwdzięcza się za to co zrobiła dla niego parka. Mieszka z nimi prawie tydzień, a do tej pory był tylko parę razy w sklepie, wyniósł śmieci czy trochę posprzątał. Nie wiedział jednak co może dla nich zrobić.
 Z zamyślenia wyrwali go współlokatorzy, którzy zmierzali z jedzeniem do stolika. Thomas zrobił im miejsce i po chwili już wszyscy siedzieli na swoich miejscach.
 -Jutro mamy wolne od zajęć... może pójdziemy gdzieś? - zarzuciła Nanna.
 -A przyszły ci już pieniądze? - Nathan szybko sprowadził ją na ziemię.
 -...Noo, jutro powinny już być.
 Thomas nagle błysnął.
 -Może to nie jest wiele, ale wydaje mi się że gdzieś mogę mieć jeszcze jakieś oszczędności. Zwykle chowam je gdzie popadnie żeby nie ukradli wszystkiego na raz.
 Parka patrzyła na niego jeszcze przez chwilę.
 -To może po śniadaniu przejdziemy się wszyscy do swoich pokoi i sprawdzimy naszą kasę. - zaproponował Nathan. - Jak zsumujemy to co mamy z całą pewnością coś się uzbiera. Choćby na pizzę czy kino.
 Jak postanowili, tak zrobili. Po szybkim śniadaniu każdy udał się do swoich rzeczy. Chwilę później spotkali się w salonie.
 -Udało mi się znaleźć jeszcze jakieś resztki z ostatnich miesięcy więc uzbierały się trzy dychy. - Nanna wyłożyła banknoty i kilka drobnych na stół.
 -Ja mam prawie dwie. - Nathan dorzucił swoje monety.
 -U mnie też uzbierały się ze dwie... - w tym momencie na stolik z brzękiem wysypała się masa drobnych.
 -Ty to liczyłeś?! - Nanna była wyraźnie rozbawiona.
 -W moim fachu dostaje się tylko drobne. - uśmiechnął się delikatnie.
 -To razem mamy jakieś siedem dych. Wcale nie mało. - podsumował doberman.
 -Spokojnie na coś wystarczy. Musimy iść na uczelnie bo się spóźnimy. - borderka wstała od stołu i zagarnęła pieniądze. - Schowam je w pokoju, a w ciągu dnia pomyślimy gdzie możemy iść.
 -Myślę sobie jeszcze... - Thomas przerwał jej monolog - Że mogę iść jeszcze przecież pograć. I tak nic nie robię w ciągu dnia a jakieś pieniądze zawsze się przydadzą. Lepsze to niż nic nierobienie.
 Psy popatrzyły po sobie.
 -W sumie dobry pomysł. - stwierdził Nathan.
 -Ostatnio i tak pewnie rzadziej grasz, więc, czemu nie! - Nanna złapała torbę w rękę a w drugą złapała dłoń Nathana - Chodź już szybko bo na prawdę się spóźnimy! - szarpnęła go w stronę wyjścia - Na razie Thomas! Widzimy się po południu! - pożegnała się już na odchodnym. Nathan poszedł jej śladem, dosłownie i w przenośni, po czym oboje zniknęli za drzwiami wejściowymi. Thomas odprowadził ich wzrokiem. Dobrze czuł się z tym że wreszcie może się na coś przydać, nawet jeśli jest to niewiele.
 Pierwszy raz odkąd mieszka z "parką" szedł właśnie grać na ulicę. Cieszył się na tę chwilę, chciał zagrać coś specjalnego. Od wczoraj pracował nawet nad nową piosenką, ale ciężko mu przychodziła. Chciał przelać na papier to co go spotkało przez ostatnie parę dni, ale nie wiedział jak ubrać w słowa zupełnie nową sytuację. Ta piosenka musiała więc jeszcze zaczekać.
 Rozmyślając tak nad tym co zagra, sprzątnął po śniadaniu i pozmywał. Szybko włożył coś ciepłego, jako że jesień powoli się już kończyła, złapał gitarę i jeszcze raz rozejrzał się po mieszkaniu upewniając się że o niczym nie zapomniał. Wciągnął zapach swojego nowego domu do płuc i wyszedł.
 Posiadanie kluczy było dla niego jeszcze przyjemniejszym uczuciem niż jedzenie ciepłych posiłków czy codzienna kąpiel. Czuł się z nimi o wiele lepiej niż kiedy nie miał gdzie mieszkać. One przypominały mu, że teraz ma swoje miejsce i chociaż wcześniej była nim ulica, teraz ma o co dbać i na co pracować. Klucze dawały mu poczucie pewnego statusu, dumy.
 Zanim się wprowadził, takie uczucia były mu zupełnie obce i nimi gardził. Mimo tego że jego myślenie powoli się zmieniało, miał nadzieję że nigdy nie zapomni jak to jest nie mieć nic, żeby nie stać się tą pustą skorupą które codziennie widywał na ulicach. Każdy narzekał, chociaż miał wszystko czego potrzebował. Na szczęście Thomas jeszcze nie przyłapał się na żądaniu od losu czegoś więcej niż do tej pory dostał i miał nadzieję że tak zostanie.
 Teraz przemierzał ulicę w tłumie czując że w pewien sposób do niego należy. Mimo tego czuł się wyjątkowy, szczególnie kiedy jego ulubione miejsce było już w zasięgu wzroku. Uśmiech mimo woli wstąpił na jego pysk. Szybko przebiegł przez ulicę i usiadł w ulubionym kącie. Chwilę się porozglądał zanim się rozpakował i przygotował do gry. Po kilku minutach był już gotowy. Postanowił zagrać jedną z pierwszych piosenek jakie zagrał na ulicy, a znał ją jeszcze od profesora. Wprawdzie nie umiał on sam grać na gitarze, ale pokazał mu podstawy które skądś pamiętał i włączał mu piosenki. Czasem przynosił jakieś teksty. To była właśnie jedna z takich piosenek. Wprawdzie pies wciąż nie chciał rozpatrywać tego co się wtedy działo, ale mimo woli przypominał sobie pewne szczegóły.
 Szybko całą ulicę ogarnęło brzmienie gitary, stali przechodnie byli wyraźnie zaskoczeni, jako że nie słyszeli grajka już od kilku dni. Entuzjastycznie podeszli do jego powrotu, czasem nawet przystawali. Znalazło się też kilku którzy wrzucili pieniążek. Najczęściej oczywiście były to dzieci, którym Thomas zwykł dziękować możliwie głębokim ukłonem i szerokim uśmiechem. Wtedy dzieci były najbardziej zadowolone. Zdarzało się nawet że pojawiały się ponownie.
 Thomas z każdym akordem przypominał sobie takie małe szczegóły życia na ulicy. Pomimo morderczego chłodu i nieustannego braku jedzenia, takie życie odpowiadało psu. Teraz był jednak w najlepszej sytuacji - miał dach nad głową i mógł robić to co lubi najbardziej. Czego mógłby jeszcze chcieć?
 W tej właśnie chwili na horyzoncie pojawił się ten jeden element, którego brakowało psu.
 -Thomas! - usłyszał kilka metrów od siebie. Wciąż nie przestawał śpiewać, chociaż ten widok odejmował mu mowę. Jego ulubiona staruszka, we własnej osobie! Mastif tylko uśmiechnął się szeroko. - Co ty tutaj robisz? Wyrzucili cię?! Co się stało?! - babcia najwyraźniej zaczęła wpadać w panikę. Thomas przerwał grę żeby ją uspokoić.
 -Spokojnie, nic się nie stało. - zaśmiał się i wyciągnął z tylnej kieszeni spodni klucze. W oczach babci zebrały się łzy szczęścia. Widać Thomas był jedyną osobą którą mogła uznać za członka rodziny, jako że jej prawdziwa rodzina mieszkała za granicą.
 -To co ty tu robisz?
 -Przyszedłem trochę pograć. I tak siedzę całymi dniami w domu i nic nie robię, może przynajmniej coś uzbieram.
 -Ah, no tak... - westchnęła, jak to starsze kobiety mają w zwyczaju - No to opowiedz, jak ci się żyje? Jacy oni są? Ładny ten dom?
 Na tę lawinę pytań, pies prawie wybuchnął śmiechem. Odsunął się trochę na bok robiąc babci miejsce. Odstawił też gitarę i zaczekał, aż kobieta usiądzie.
 -Cóż... Dobrze się żyje, mam dach nad głową, jedzenie... Nathan nawet odstąpił mi swój pokój. Co prawda tylko w nim śpię, ale łóżko jest bardzo wygodne... A mieszkanie... Nie spodziewałem się że studenci mogą mieszkać w tak ładnym miejscu. Zawsze jak tu jacyś przechodzą to narzekają jacy to są biedni.
 -A, młodzi już tak mają. - uznała staruszka. - A ta dziewczyna? Jak się nazywa?
 -Nanna. Jest bardzo miła, ale strasznie energiczna... Nie nadążam za nią, ale... upodobała sobie czesanie mojego futra. Dała mi gumkę do włosów, teraz przynajmniej futro nie nachodzi mi na oczy.
 -Patrzcie państwo, rzeczywiście! - kobieta przyjrzała się bliżej mastifowi. - Ale jak ci ładnie futro bluszczy! Nawet pachniesz jakoś ładnie... A ten cały Nathan? Nie goni cię czasem? Wiesz... no to w końcu facet.
 -Nie, też jest w porządku - Thomasa coraz bardziej bawiła dociekliwość kobiety. - Też myślałem że się nie polubimy, ale nie ma żadnych problemów.
 -No to świetnie! Ale trochę smutno tu będzie. Już pewnie nie będziesz tak często grał. No i teraz już się raczej nie zobaczymy na obiedzie.
 -Tym razem to ja będę zapraszać na obiady. - zaśmiał się.
 -Mam się czuć zaproszona? - kobieta uśmiechnęła się rozbawiona. Thomas natomiast trochę się zmieszał, w końcu to nie było jego mieszkanie.
 -No cóż... muszę jeszcze porozmawiać z Nanną i Nathanem, ale myślę że się zgodzą. Wymyślimy coś dobrego, oboje umieją dobrze gotować.
 -To super! - babcia była wyraźnie pocieszona. - Czas na mnie, spóźnię się do kościoła. - Thomas szybko stanął na równe nogi i pomógł kobiecie wstać. - Będziesz tu może jutro?
 -Nie jestem pewien, mamy jutro gdzieś iść, ale postaram się. Jak nie to pojutrze.
 Thomas pożegnał staruszkę i odprowadził ją wzrokiem. Ta nagle zatrzymała się
 -Byłabym zapomniała! - krzyknęła z daleka, pogrzebała chwilę w torebce, wyciągnęła coś drobnego i rzuciła w stronę mastifa. Ten zbadał wzrokiem prezent. Oczywiście, był to cukierek. Thomas uśmiechnął się pod nosem i schował go do kieszeni.