Menu

25.12.2019

Szalona Wigilijna Przygoda

Dziś jest 24 grudnia. Wigilia. Dla innych czas w gronie rodzinny, przyjaciół, znajomych, kochanków, małżonków. By wspólnie spędzić ten wspaniały czas, zajadając się dobrymi potrawami, rozmawiając o swoim życiu i tak dalej.  
A ja? A ja właśnie stoję w kolejce całodobowej apteki by kupić test ciążowy. Od kilku tygodniu czuje się paskudnie, też nie sądzę by to była choroba żołądkowa. A na dodatek mój narzeczony mnie zdradził z moją koleżanką z pracy. Więc mogę powiedzieć, że klasyczny scenariusz.  
Westchnęłam patrząc, ile mam jeszcze osób przed sobą. Chciałam kupić co potrzebowałam i jak najszybciej znaleźć się w moim bezpiecznym azylu i samotnie spędzić ten czas. Moi rodzice nawet mnie nie zaprosili, na kolację wigilijną, co dobijało mnie jeszcze bardziej. Przez ostanie kłótnie z nimi mało się do siebie odzywamy, wręcz wcale i to tylko dla tego, że zaczęłam się zajmować tym co na prawdę kochałam. Czyli sztuką, fotografią, malarstwem, wszystkim co mnie w tej dziedzinie pasjonowało. Może i pracuje w zwykłym korpo, ale to nie było moje spełnienie marzeń. Pieniądze, które ciężko zarobiłam, dużo mi pomogły, ale chciałam się zajmować czymś odmiennym, czymś na co mnie teraz było stać, ale nie każdy to rozumiał i akceptował. Podczas całego mojego rozmyślania zbliżyłam już się do okienka, gdzie farmaceutka już tylko zajmowała się ostatnim klientem przede mną. Teraz zauważyłam jaki ten facet jest ogromny, a jaki wysoki. Był jak wielka ściana oddzielająca mnie od kasy. Miał na sobie flanelową koszulę i starte jeansy. Mogła bym go porównać do drwala, chodź nie miałam pojęcia, czy posiadał on brodę, ale byłam pewna, że ma grube mocne kasztanowe rozczochrane włosy.  
Gdy już skończył kupować to co potrzebował i się do mnie obrócił przodem by mnie wyminąć, wtem ja poczułam silny ścisk całego ciała. Ten facet był boski, tak jak myślałam miał brodę, ale nie jakąś wielką, posiadał też ostre linie twarzy i kości policzkowych. Jego oczy były tego samego koloru co włosy. A to dodawało mu uroku. Sprawne mnie wyminął i udał się do wyjścia. Przez tego mężczyznę, który najprawdopodobniej miał coś ponad dwa mety, poczułam się jak mały skrzat. Chodź miałam metr siedemdziesiąt, poczułam się jak malutki krasnal. Gdyby chciał mógłby mnie zgnieść jak robaczka. Pomrugałam kilka razy i oszołomiona podeszłam do okienka.  
- Dobry wieczór. - odezwała się kobieta za ladą z uśmiechem. Odetchnęłam i też się lekko do niej uśmiechnęłam. 
- Dobry wieczór. - odpowiedziałam i położyłam test na ladzie, by mogła go skasować.  
- To wszystko czy coś pani jeszcze potrzebuje? - zapytała farmaceutka. 
- Tak. Jakieś ziółka na uspokojenie albo herbata. - poprosiłam i kobieta udała się do szafki by mi podać mi pudełko ziółek.  
- To pani powinno pomóc. - uśmiechnęła się - razem będzie 14.75zł - podała mi cenne do zapłaty a ja podałam jej gotówkę. Po spakowaniu i zapłaceniu wyszłam z apteki. Udałam się wolnym krokiem w kierunku do mojego mieszkania. Owinęłam się bardziej szalikiem by bardziej nie zmarznąć. Szłam przeglądając wiadomości na mailu. Chciałam się upewnić, czy ktoś jednak do mnie nie napisał, ale nic mi się nie wyświetliło nowego, oprócz nowych raportów z pracy. Westchnęłam, lekko kręcąc głową ze zmęczenia. Jak już byłam blisko bloku, w którym miałam swoje mieszkanie, postanowiłam jeszcze wejść do sklepu. Kupiłam to co złapałam, trochę słodyczy, słonego. Słodkie napoje, butelkę wina i jeszcze kubełek lodów. Do tego jakieś jedzenie by móc odgrzać. Świetnie spędzone święta.  
Wyszłam ze sklepu i znów skierowałam się do domu. Wchodząc na korytarz prowadzący do wind i schodów, usłyszałam czyjeś rozmowy. Podniosłam głową by spojrzeć na ludzi stojących przy windzie.  
- Kur.… co to ma być? - jakiś mężczyzna warknął znów klikając guzik od windy. Podeszłam trochę bliżej by skierować się na schody.  
- Winda jest od kilku dni nie czynna. - powiedziałam wchodząc na schody.  
- A wiadomo, kiedy ją naprawią? - facet mnie się pyta.  
- Nie mam pojęcia, dzwoniłam do spółdzielni, ale jak widać nic nie zrobili. - powiedziałam wchodząc po schodach z reklamówkami. Musiałam zebrać w sobie tyle sił i wejść na siódme piętro w szpilkach. Idąc powoli usłyszałam za sobą kroki. Przeszło mi przez myśl, że to ten facet z dołu co wściekał się na windę, ale jednak nie. Bo gdy lekko obróciłam głowę by spojrzeć z ciekawości, kto idzie za mną ujrzałam, że sąsiadka, z chodzi ze schodów. Wzruszyłam ramionami i udałam się w dalszą podróż do mojego mieszkania.  

Po wejściu do środka od razu ściągnęłam niewygodnie obuwie, jaki i kurtkę, i szal. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się czy jestem w ciąży więc weszłam do salonu by znaleźć w torebce test. Gdy zaczęłam w niej grzebać to nie czułam małego pudełka z testem. Wystraszona wywaliłam wszystkie rzeczy na stolik do kawy. Moja torebka nie była jakoś dużo, ale różne rzeczy potrafiły się w niej zgubić. Zaczęłam panikować, że zgubiłam test. To oznaczało, że będę znów musiała iść kawał do jedynej otwartej apteki i wracać. Czułam łzy, które zaczęły się pojawiać w moich oczach. Czemu ja mam takiego pecha?!  Już miałam paść na ziemię i ryczeć jak małe dziecko, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Ciekawe kogo o tej porze do mnie przywiało. Wstałam i podeszłam, lekko uchylając drzwi na tyle ile mi pozwolił łańcuszek w nich.  
-Tak? - powiedziałam cicho widząc wielkiego faceta przed moim mieszkaniem.  
-Zgubiłaś coś po drodze. - powiedział i pomachał małym opakowaniem. W momencie się ucieszyłam, jednak ktoś się nade mną zlitował tam u góry. Zamknęłam drzwi by tylko przesunąć suwaczek z łańcuszkiem - Bardzo panu dziękuje. - powiedziałam wyciągając rękę po moją zgubę. Spojrzałam w oczy mężczyzny i zorientowałam się, że to ten sam co był przede mną w aptece. Teraz jak stał tak blisko czułam się jeszcze mniejsza niż poprzednio. 
-Wszystko w porządku? - zapytał oddając mi pudełko i ilustrując mnie uważnie
- Tak w jak najlepszym. - powiedziałam kiwając lekko głową do przodu. Serce walił mi jak młotem nogi się trzęsły. Jakiś mały cud, się mi dziś zdarzył. Jeszcze test okaże się negatywny to będę po prostu w niebie. Nie dam sobie rady sama wychować małe dziecko. Mnie wychowywała babcia, mama w ogóle nie brała udziału w moim życiu dorastania. Spojrzałam na stojącego przede mną mężczyznę, który chyba był ewidentnie moją sytuacją przejęty - Och... no tak znaleźne. - wpadło mi do głowy. Już miała iść po portfel, gdy poczułam ciepłą dłoń na moim małym ramieniu. 
- Nie trzeba. - dał mi do rąk pudełko - Chciałem tylko znać pani imię. - Poprosił mnie tylko o to. Zamrugałam by powstrzymać łzy szczęścia.  
-Klara. Mam na imię Klara. - powiedziałam parząc mu w oczy, które przyciągały do siebie jakimś magnetyzmem.  
-Nataniel. - posłał mi lekki uśmiech, który odwzajemniłam. Ale jego kolejne słowa wywołały u mnie szok. Ogromny szok, który wprawił mnie w osłupienie - Jeśli się okaże, że jesteś w ciąży, co zrobisz z dzieckiem? - zapytał, a ja stałam jak słup soli. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. 
-Nie wiem... Sama nie wiem, nie nadaje się na bycie matką. - powiedziałam spanikowana. Chciałam bym nią jeszcze nie być, nie jestem jeszcze na to gotowa. Chyba moja mina i zachowanie odpowiedziały Natanielowi samo za siebie. Ten ogromny mężczyzna pociągnął mnie lekko ku sobie i przytulił. Byłam na początku osłupiona takim zachowaniem, wręcz obcemu mi mężczyźnie, ale po chwili rozluźniłam się nieco. Co sprawiło, że wszystkie emocje, które trzymałam w sobie wybuchły. Zaczęłam beczeć jak jakieś małe dziecko, co nie powinno mieć miejsca. Chciałam powstrzymać łzy, ale było to dla mnie trudne. Nataniel wziął mnie na ręce i zaniósł do środka mieszkania. Zamknął drzwi za nami i skierował się do wielkiej kanapy, która była na środku salonu. Usiadł ze mną na kolanach i kołysał mnie lekko, głaszcząc po plecach. Ja w dłoni dalej trzymałam test becząc, jak pięciolatka, która wywaliła się na rowerze i uderzyła się w kolano. Chodź w tym przypadku było coś gorszego. Gdy w miarę się już uspokoiłam spojrzałam na Nataniela. 
-Przepraszam. Ja nie powinnam... To strasznie ciężki okres w moim życiu. - zaczęłam się tłumaczyć, ale on tylko położył mi palec na usta.  
-Nie tłumacz mi się. Domyślam się, że jest to dla ciebie nie typowa sytuacja. Uwierz mi dla mnie tym bardziej. Na co dzień nie przytulam kobiet ich nie pocieszam. Jestem zbyt zgorzkniały na to i chodź może być to paradoksem, ale gdy zobaczyłem Cię dziś w tej aptece, poczułem silną chęć dowiedzenia się, czemu jesteś taka wystraszona, przerażona. - powiedział spokojnie patrząc mi cały czas w oczy. Pociągnęłam nosem na co się cicho zaśmiał pod swoim nosem. Podał mi chusteczkę, która leżała na stole jak inne rzeczy wywalone z mojej torebki - Weź głęboki wdech i potem wydech. Uspokój się i potem idź zrób ten test. - gładził mi delikatnie plecy.  
Przez głowę mi przechodziły tysiące sprzecznych myśli. Po pierwsze, że w moim domu jest ktoś kogo ledwo znam. Dotyka mnie i pociesza. Siedzę mu na dodatek na kolanach. Tak mogę już stwierdzić, że zaczęłam robić coraz głupsza. Powinnam go odepchnąć od siebie, kazać mu wyjść, ale tak bardzo kogoś potrzebowałam do towarzystwa. Z kim pogadać, spędzić wspólnie czas. To było silniejsze. Instynkt poczucia bezpieczeństwa od innej osoby, a że Nataniel sam przyszedł w dodatku oddając mi moją rzecz to było przypadkowe. Wytarłam łzy i pewnie cały makijaż rozmazując się przy tym niemiłosiernie. Wzięłam tylko na to większy wdech i zrezygnowana udałam się do mojej łazienki, dzierżąc w dłoniach opakowanie.  
Gdy byłam już w pomieszczeniu otworzyłam je i przeczytałam co mam zrobić. Wyjęłam z szafeczki mały plastikowy kubeczek i próbowałam do niego trochę nasikać. Potem wzięłam trochę moczu do pipety i dałam kilka kropelek na test. Nie chciałam na ten test patrzeć, więc od razu się ulotniłam z łazienki, wcześniej myjąc ręce.  
-I jak? - Zapytał zmartwiony mężczyzna, który rozłożył moje zakupy i schował je do lodówki. Byłam dziwnie tym ucieszona. Nawet Grzegorz wcześniej nie robił. Byłam mile zaskoczona. Podeszłam do niego.  
-Nie wiem, jeszcze. Nie chciałam patrzeć. - wyjaśniłam lekko pocierając ręką moje ramie - Nie chce chyba wiedzieć. - odparłam szczerze - Dziękuje Ci za tan mały porządek. - uśmiechnęłam się, chodź nie czułam się na siłach.  
-Spokojnie. - położył dłoń na mojej głowie i rozczochrał mi włosy – Przepraszam, że się tak wprosiłem i w ogóle. Zostanę do wyniku, a potem, możesz mnie wyprosić. - powiedział łagodnie. Na co poczułam ścisk w brzuchu. Nie chciałam by sobie szedł, nie chciałam by mnie zostawiał. Na jego słowa tylko pokiwałam głową. Poszliśmy usiąść na kanapę, gdzie ja w tym czasie by nie myśleć o teście sprzątałam rzeczy z torebki. Chodź wiedziałam, że nie mogę tego odwlekać w czasie. Wstałam z kanapy, wręcz się z niej zerwałam, by udać się po wynik. Poczułam dłoń Nataniela na swojej przez co obróciłam do niego głowę - Jestem tu. - te dwa słowa znaczyły dla mnie dużo. Strasznie dużo. Nie wiem, czemu on, czemu taki wielki facet, trafia pod moje drzwi, ale cieszę się, że to on do nich trafił. Jakby wszechświat podsunął mi go i mówił. “Masz! On może być twoim nowym szczęściem, a jak nie to chwilowym oparciem. “  
Weszłam do łazienki. Posprzątałam po tym teście, czego nie uczyniłam wcześniej i nie patrząc wyszłam z nim w ręku do salonu. Ściskałam go tak mocno, bałam się spojrzeć.  
-Proszę powiedz mi... Ja nie dam rady. - jęknęłam błagalnie do Nataniela, który kiwnął głową i zabrał mi z dłoni mały prostokącik. Spojrzał na wynik, a ja pracowałam coś wyczytać z jego twarzy, ale ona była ja kamienna maska. Nic nie wyrażała - I?? - aż usiadłam, czując nogi z waty. Czułam się słabo.  
-Pozytywny. - usłyszałam, a ja przed oczami zobaczyłam ciemność. To koniec. Moje życie legło właśnie w gruzach. Miałam zostać matką małej niewinnej istotki. Poczułam, jak lecę do tyłu. To jedna informacja za dużo. Zemdlałam.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz